Autor śledzi wronę, przygląda się mazurkom, obserwuje trzmiela. Nazywa go włochatym jegomościem. Opisuje zabawianie, nieco antropomorfizując: 'Nogi, oczy, narządy gębowe błyszczą odświętną czernią. Całość sprawia wrażenie niedzielnego ubioru, choć nazbyt ciepłego jak na lipcowy dzień'.

Wymienia egzotyczne nazwy pospolitych roślin rosnących w zagłębieniach spękanych płyt chodnikowych i przy krawężnikach. Wprowadza nas w świat, który mamy na wyciągnięcie ręki i który niszczymy nawet nieświadomi, jakie bogactwo ulega zagładzie przy okazji ocieplania kolejnych bloków czy betonowania kolejnych fragmentów miasta. Ma dociekliwość badacza, serce aktywisty i język poety.

Czytajcie Książka! Zwłaszcza jeśli jesteście architektami i urzędnikami miejskimi. Ludwika Włodek
Więcej
    Komentarze