Ma do wykonania określone zadanie i w każdym momencie może się znaleźć na bruku. A jeśli ocaleje, to się nie rozwinie, bo w nowym modelu nie ma chwili na refleksję

Reforma nauki i szkolnictwa wyższego miała być jednym z osiągnięć rządu Donalda Tuska. Tymczasem jej skutki są co najmniej kontrowersyjne, w dodatku podzieliła środowisko naukowe - słychać głosy chwalące reformę, ale jednocześnie wybucha ''bunt humanistów'', rzecz niezwykła , rzecz niezwykła, zważywszy na polską umiejętność przystosowywania się do najgorszych sytuacji.

Co jest nie tak z tą reformą, że budzi tyle emocji?

Po pierwsze, to, że nie może się powieść bez odpowiednich nakładów. Podkreślają to nawet jej zwolennicy. Tymczasem nasze publiczne nakłady na naukę są najniższe nie tylko w całej Unii Europejskiej, ale nawet w Grupie Wyszehradzkiej (o niemal zerowym udziale biznesu nawet nie wspominam). Rozmawiamy o gospodarce opartej na wiedzy, wdrażamy reformy mające ją budować, tymczasem w tegorocznym budżecie nauka otrzymuje o 300 mln zł mniej niż w ubiegłym roku.

Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie

Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi

Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.

Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze