Profesor Mirosław Jarosz - internista, gastroenterolog, międzynarodowy ekspert ds. żywienia, przedstawiciel Polski ds. żywienia w WHO, twórca Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej, kierownik Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy „Zachowaj równowagę" dotyczącego poprawy żywienia i aktywności w polskiej populacji, główny konstruktor programu „Pol-Health", którego większość założeń nie została wprowadzona (lub były realizowane w bardzo niewielkiej części).
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Każde zdanie Pana Profesora trafia w punkt
Brakuje mi informacji że w "zdrowych" jogurtach jest tona cukru
Kawuńka :)
ale napisali, że czarna i bez dwóch ton syropu/cukru oraz mleka?
inna się nie liczy.
Nie, nie napisali więc kazda się liczy. Moja kochana rozpuszczałka z mlekiem też!
Jeszcze zasmażki sobie dodaj.
Podobno rozpuszczalka jest niepotrzebnie demonizowana - to po prostu raz już zaparzone ziarna poddabe liofizacji. I tyle. Ale wiadomo że zwykła jest lepsza ;)
Tak, ale bez tony mleka i cukru
Każda,rozpuszczałka z mlesiem skodziutkim też.
Rozpuszczalna nie ma tyle antyoksydantów
Od zawsze uważałem, że jest to na tyle ważny temat, że powinien być osobny przedmiot poświęcony wyłącznie zdrowiu, czyli podstawom dietetyki i medycyny, regularnie ćwiczonym sposobom ratowania innych po wypadkach, itd. To jest nieporównywalnie ważniejsze niż polski, matematyka i parę innych przedmiotów razem wziętych, bo bezpośrednio dotyczy jakości naszego życia.
No może nie "nieporównywalnie ważniejsze" niż polski czy matematyka, bo to trzon tego czego powinno się uczyć w szkole, ale np. taka religia to kandydat do bycia przedmiotem fakultatywnym. Zresztą jest generalnie potrzeba znalezienia czasu w szkole na przedmioty bardziej przygotowujące do prawdziwego życia - zdrowie, podstawy prawa, estetyka.
Może zamiast 1 godziny religii.
Ten przedmiot jest ważniejszy od polskiego czy matematyki, bo od niego zależy zdrowie. I piszę to ja, inżynier, który z matematyki w pracy korzysta na codzień.
"(...) korzysta na codzień" - jednak ten polski w programie szkolnym to wcale niegłupia sprawa...
I co, przez ten głupi błąd ktoś się rozchoruje czy umrze? Dla niektórych priorytetem jest perfekcyjna pisownia, dlamnie jednak będzie nim moje zdrowie.
Higiena umysłowa i cielesna?
Taki przedmiot jest. Nazywa się wychowanie fizyczne. Problem w tym, że jest go za mało a przede wszystkim traktowany po macoszemu. W-f "na macie" - macie piłkę i grajcie. Nikt nie uczy po co jest i dlaczego to takie ważne. No i plagą zwolnień. Często załatwianych na lewo, żeby córunia czy synuś się broń boże nie spocili.
Stereotypy. WF jest w większości szkół beznadziejnie prowadzony i to jest główny problem. Od podstawówki po studia wyższe. Sensowna aktywność fizyczna, bez durnych wymogów umiejętności gry w piłkę czy w kosza, co tylko ustawia szkodliwe hierarchie w klasie i grupie, jest dopiero później: własny wybór basenu, siłowni etc. Dopóki się nie zreformuje WFu, dzieci, młodzież i studenci będą uciekać.
Gdyby tak jedną z dwóch godzin religii tygodniowo zamienić w szkołach na zajęcia, na których dzieciaki będą się uczyć o zdrowym odżywianiu, skutkach niezdrowego, o dbaniu o postawę, kręgosłup, może jakiś procent z dzieciaków by dożywał dorosłości w lepszym zdrowiu. Bo oczywiście szkoła w 100% przypadków dzieciaków do dbania o siebie nie przekona, jeśli w domu wzorzec serwowany przez rodzinę to piwko, chipsy, pizza i zero ruchu.
Ale to właśnie otyłość jest zagrożeniem dla narodu. Nie gendery, LGBTQ, Rosja, UE, tęczowa Matka Boska czy nawet Tusk o Wilczym Spojrzeniu. To otyłość zabija. Może więc tym by się zajęli nasi decydenci? Czymś, co naprawdę może 'make the difference'? Kiedyś dwóch facetów w Stanach analizując statystyki wyliczyło, że rocznie kilkadziesiąt tysięcy Amerykanów ginie w wyniku poślizgnięcia się w wannie/pod prysznicem. I wyliczyli ile kosztowałoby zafundowanie wszystkim amerykańskim gospodarstwom domowym gumowych dywaników antypoślizgowych. Oczywiście ułamek tego, co rząd USA wydaje na walkę z terroryzmem (który to jest ponoć wielkim zagrożeniem dla Amerykanów). My w Polsce z otyłością i jakością powietrza mamy podobnie. Wydajemy miliardy na Obronę Terytorialną, która ma nas bronić przed wyimaginowanym, potencjalnym zagrożeniem. Ale morderca, który co roku uszczupla liczbę Polaków o kilkadziesiąt tysięcy (otyłość) grasuje sobie bez problemów, bez jakichkolwiek działań ze strony rządu.
Dwie główne choroby cywilizacyjne to otyłość i depresja. Obie dla Polaków nie do ogarnięcia.
Bo, po pierwsze należałoby przyjąć do wiadomości, że nie jest się doskonałym, a po drugie zacząć odczuwać odrobinę empatii dla drugiego człowieka.
W społeczeństwie przepełnionym brakiem zaufania, narcyzmem, egotyzmem, folwarcznymi zwyczajami w życiu społecznym i w coraz większym stopniu pozbawionym wiedzy ogólnej, trudno mówić o jakichkolwiek pozytywnych wzorcach.
Polak umrze na zawał w wieku 50 lat, ale "nikt mu nie będzie mówił jak żyć". Może dołączmy do tego, że jak dostanie udaru, to "nikt go nie będzie podcierał". Choć wątpię, żeby to do kogokolwiek przemówiło.
Mylisz dwie sprawy. Nie ma nic złego w mówieniu o problemie otyłości, wręcz przeciwnie. Jest dużo złego w poniżaniu osób otyłych czy ogólnie cierpiących na zaburzenia odżywiania (anorektycy też stykają się ze złośliwymi komentarzami ubranymi w fałszywą troskę). Od poniżania ludzie z zaburzeniami odżywiania niestety raczej tyją, niż chudną.
Trochę trudno mi uwierzyć, że ktoś (nie mówię tu o tobie) jadący równo z tym "żarciem", "obżeraniem się", "obleśnością" i tak dalej robi to z miłości bliźniego. Robi to, bo ma naturę hejtera, a temat otyłości jakoś mu się akurat w tym momencie pojawił przed nosem.
Walka z otyłością to edukacja, artykuły takie jak powyższy. Wspieranie, dawanie dobrego przykładu, podpowiadanie rozwiązań. A nie poprawianie sobie nastroju/samooceny kosztem otyłej osoby.
Najlepszy żart ostatnich dni. Prośba do polityków aby rozwiązali rzeczywisty problem.
Tak, to prawda, szacunek jest bardzo ważny. Całkiem niedawno zdarzyło mi się o tym rozmyślać po tym, jak udało mi się wreszcie wziąć w garść i iść pobiegać. Biegnę sobie, biegnę, a tu nagle widzę grupkę młodzieży, która ewidentnie się ze mnie nabija, rzucając głupie komentarze i naśladując moje zipanie. Jestem już w takim wieku, że średnio mnie to obeszło i dalej sobie biegam z podniesionym czołem, ale gdyby na moim miejscu była osoba młodsza, z kompleksami, to już by prawdopodobnie drugi raz nie poszła.
....i rodzice zwalniający dzieci z zajęc WF pod byle pretekstem...siedzenie dzieci przed ekranami ogłupiaczy przez całe wieczory...masakra!
Problem jest większy niz ci się wydaje. To nie tylko te dzieci po ktorych widać że są grube. Teraz jest coraz więcej dzieci otyłych z rodzaju Fat Inside Thin Outside (FILO) które wuglądają na szczupłe ale mają zbyt dużo tkanki tłuszczowej zamiast mięśniowej - tłuszcz jest u nich zgromadzony głównie w jamie brzusznej, otacza organy wewnętrzne. One też są zagrożone.
Mam ponad 10 lat więcej i gdy chodziłem do podstawówki, to w mojej klasie było tylko jedno dziecko z nadwagą, reszta była normalna, chuda i przeraźliwie chuda. Teraz podstawówkę mam pod domem, regularnie widuję dzieci na boisku. Ani jednego chudego, kilkoro normalnych, a większość z nadwagą lub otyłością. Tragedia.
Tylko, że otyłość społeczeństwa jest na rękę koncernom farmaceutycznym. Służba zdrowia (chyba raczej chorowania) jest na usługach tych koncernów. Ministerstwo Zdrowia(?) zamiast wydać grosze na profilaktykę woli wydawać miliardy na leki, bo tu jest kasa.
Spiski, spiski,wszedzie spiski.
Rodzice, którym nie chce się ruszyć dupy i zająć własnym dzieckiem też pewnie są z koncernów? Każde wytłumaczenie jest dobre, żeby odepchnąć od siebie odpowiedzialność. W końcu zakupy na Amazonie i serial na Netfliksie są dużo ciekawsze niż spacer z własnym potomstwem.
No bo są ciekawsze. Smutne ale prawdziwe.
Chyb TOFI - Thin Outside Fat Inside
A moze jednak na lekcjach biologii mówic dzieciom co to białko co węglowodany w odniesieniu do tego co jedzą i jak te składniki zachowują się w organiźmie,jakie są skutki nadmiaru lub braku?
Dzieci na ogół wkuwają bezmyślnie te nazwy nie łącząc ich z żywieniem....
jak powiesz komuś, że jest brzydki, durny albo spasiony, to on od tego nie wyładnieje, nie zmądrzeje ani nie schudnie. shaming jak sama nazwa wskazuje ma konkretny cel: celem jest ośmieszenie danej osoby, a nie żadne dbanie o jej zdrowie.
nie ma za co.
jak będziesz powtarzać dzieciakom, że tłuste uda są piękne, zdrowe i powinny być chwalone, to tym bardziej od tego nie schudnie.
Nazwa wskazuje na ZAWSTYDZENIE, nie na ośmieszenie (ridicule, lampoon).
w body shaming chodzi o to żeby ktos taki jak m.b.. czyli domyslny inaczej zajął sie sobą, a nie wytykaniem, że ktoś ma tłusty zadek albo wystające łopatki albo jest łysy, niski, kulawy i tak dalej
mądralo
To proste. Artykuł jest o tym, że otyłość szkodzi. A zwalczanie body shamingu jest o tym, że od hejtowania ludzie nie chudną, tylko zazwyczaj ich zaburzenia odżywiania się pogłębiają.
Bo, dziwnym trafem, 99,99% tych, co ci co mówią innym, że są tłuści, nie jest lekarzami, an specjalistami od żywienia. Poza tym, nie widzisz różnicy miedzy tym, gdy ktoś mówi o problemie, a tym, gdy ktoś wytyka nadwagę paluchem konkretnej osobie?