Pokój jest mały i ciemny. Na całej ścianie okien zasłona. Na dywanie materac, kołdra i poduszka, w której jeszcze pozostało wgłębienie po śpiącym. Pod nią notes. Obok latarka. Czarna, z grubą rękojeścią. W notesie białe kartki zapisane nieczytelnym pismem. Wszystko ołówkiem. Litery łączą się w ciąg niezrozumiałych wyrazów i zdań.
Odczytuję dwa - "płonące anioły". I jeszcze jedno zdanie: "jestem tylko sam".
Krzysztof Kąkolewski umarł 24 maja, w nocy, z notesem pod poduszką. W mieszkaniu na piątym piętrze, przy alei Waszyngtona w Warszawie, w którym przeżył 50 lat. Do ostatniej chwili porządkował swoje pomysły, zapisywał, choć litery już nie dawały rady dźwigać jego myśli. Wędrowały to w górę, to w dół kartki.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze