Wyglądali raczej smutno. Te ich ubrania takie szare. Te ich torby takie poliestrowe. Te brody siwe takie mieli i nieprzystrzyżone. Pożal się Boże, emeryci i renciści omamieni przez księdza proboszcza katolicką propagandą. Zupełnie się na sztuce współczesnej nie znają, a obok współczesnego dramatu to w życiu nawet nie stali. Nie wiedzieli, co z oczami zrobić, gdy rzucaliśmy im w twarz wersy sztuki tak haniebnie ocenzurowanej, więc mamrotali pod nosem te swoje modlitwy, a my patrzyliśmy na nich z politowaniem. My - tacy gładcy, tacy ę-ą, tacy cali z Zary i wolności sztuki się składający. Tak dobrze było nimi pogardzać i poprawić sobie samopoczucie. Nie trzeba było nawet brać xanaxu, upicie się szaloną odwagą naszą wystarczyło, by uśmierzyć lęki. A upojenie tak świat cały do góry nogami wykręcało, że białe stawało się czarne, a czarne w mig w białe się przekształcało. I nagle to już nie Michał Merczyński był cenzorem, lecz babulinki katolickie, których moc, potęga i siła niezmierzone nam się wówczas wydawały. Nie zaczęliśmy bojkotować Merczyńskiego i jego festiwalu. I nie wydało nam się to wcale rejteradą. A białe flagi kapitulacji powiewające nad nami cudownym aktem transgresji zmieniły się w rewolucyjne sztandary. Zresztą jak tu bojkotować festiwal Malta, powiedzcie sami, skoro Malta jednak od czasu do czasu coś artyście i krytykowi zapłacić może, a dziennikarzowi sprezentować bezpłatną akredytację na fajny koncert.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze