Polsko-niemiecki dokument Jolanty Dylewskiej ?Po-lin. Okruchy pamięci? - rozpowszechniany tylko w dwóch kopiach! - to prawdziwa filmowa perła. Powinien trafić do telewizji i szkół, wyjść w świat, a nawet kandydować do Oscara

Ten film ogląda się jak polsko-żydowskie "Dziady". Umarli wracają do kraju swojej młodości - to nie przenośnia. Tak się dzieje naprawdę, za sprawą przedwojennych amatorskich taśm, które wydobyła z amerykańskich i izraelskich archiwów Jolanta Dylewska - jedna z najwybitniejszych polskich operatorek filmowych, chodząca własnymi drogami, realizująca również własne projekty, a każdy - niezwykłej wagi.

W "Po-lin" zapisane na taśmach kipiące życie przedwojenne zostaje zderzone z obrazami współczesnych miasteczek wschodniej Polski, Kieleckiego, Galicji. Jest takie obrazowe polskie wyrażenie - "świecić pustkami". Kiedy się pojedzie do Tykocina czy Kałuszyna, świeci tam pustka po Żydach.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Małgorzata Bujara poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze