Na dziś to wszystko. Zapraszamy do śledzenie relacji jutro od godz. 7.
Wojsko rosyjskie spodziewało się ukraińskiego ataku w głąb swego terytorium już pod koniec 2023 r. - wynika z dokumentów pozostawionych przez uciekających z obwodu kurskiego żołnierzy rosyjskich, do których dotarł “Guardian”. Zawarte w nich instrukcje dot. “mentalnie nieprzygotowanych” żołnierzy świadczą też o niskim morale na froncie - napisał w piątek brytyjski dziennik.
Część dokumentów ma formę wydrukowanych instrukcji, inne - ręcznie sporządzonych notatek na temat wydarzeń i problemów w jednostce. “Guardian” napisał, że nie był w stanie zweryfikować autentyczności dokumentów, dodając, że mają one jednak charakterystyczne cechy wewnętrznej komunikacji w wojsku rosyjskim.
Prawie połowa Rosjan (49 proc.) chciałaby wycofania wojsk i negocjacji z Ukrainą, mimo że Moskwa nie osiągnęła celów "operacji specjalnej" - przekazał w piątek portal Nowaja Gazieta Europe, opierając się na sondażu zrealizowanym przez projekt "Chroniki" badający stosunek Rosjan do wojny.
Sondaż wskazuje, że podczas gdy niemal połowa respondentów chciałaby wycofania wojsk, to przeciwnego zdania jest 33 proc. ankietowanych. Nowaja Gazieta Europe podkreśla, że jest to pierwsze takie wskazanie od początku wojny.
Ponad połowa (63 proc.) uczestników badania chciałaby, aby w nadchodzącym roku Rosja i Ukraina zawarły traktat pokojowy z wzajemnymi ustępstwami. Postawieni przed wyborem "pokój lub nowa mobilizacja" respondenci częściej wybraliby pokój (49 proc.) niż mobilizację (29 proc.). Skurczyła się również grupa osób gotowa do bezpośredniego udziału w walkach z 42 do 32 proc. Jednocześnie, jak twierdzi portal, wzrosła liczba respondentów, którzy wyrazili niechęć do osobistego udziału w tzw. operacji specjalnej, z 21 do 30 proc.
Rosjanie coraz bardziej chcą kompromisu i zakończenia wojny, podsumowała redakcja.
Badanie przeprowadzono w dniach 10-17 września na próbie 800 respondentów. Margines błędu wynosi 3,45 proc., podał portal.
Projekt "Chroniki" (Kroniki), którego współtwórcą jest Aleksy Miniajło, informuje na swojej stronie, że "bada postawę Rosjan wobec wojny na Ukrainie poprzez regularne ankiety i grupy fokusowe w różnych lokalizacjach". (PAP)
W całej Ukrainie ogłoszono alarm powietrzny w związku ze startem rosyjskich MiG-31K. Myśliwiec jest zdolny do przenoszenia pocisków hipersonicznych Kindżał.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski spotka się w Nowym Jorku z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem oraz z kandydatką na prezydenta USA Kamalą Harris.
"Prezydent Biden i ja jasno stwierdziliśmy, że nasze zaangażowanie na rzecz narodu ukraińskiego, który walczy o swoją wolność, jest niezachwiane" - napisała Harris.
Pełnomocnik Ministerstwa Obrony Ukrainy ds. rekrutacji Oleksij Beżewec poinformował, że co miesiąc do Sił Obronnych Ukrainy za pośrednictwem ośrodków werbunkowych dołącza średnio 6500 ochotników.
Niemiecki rząd zamierza w tym roku przeznaczyć na wsparcie wojskowe Ukrainy dodatkowe 400 mln euro – tak wynika z pisma Ministerstwa Finansów Republiki Federalnej Niemiec do komisji budżetowej Bundestagu. Sekretarz stanu ds. finansów Florian Tonkar, który podpisał pismo, zwrócił w nim uwagę na niebezpieczeństwo, że „Ukraina poniesie porażkę w swojej kampanii obronnej bez znacząco zwiększonego wsparcia materialnego”.
Ławrow stwierdził, że twierdzenia USA, że Iran i Korea Północna dostarczały Rosji rakiety, to bzdury.
W wystąpieniu wideo na forum BRICS Ławrow stwierdził, że Rosja w pełni przestrzega zasad Karty Narodów Zjednoczonych, "w przeciwieństwie do USA i ich sojuszników, którzy podważają prawo międzynarodowe".
Służby prawne UE przygotowują rozwiązanie, które pozwoli ominąć weto Węgier wobec zwrotów za broń dla Ukrainy. PAP dowiedziała się, że za pominięciem Budapesztu jest większość krajów. Blokowanych jest ok. 6,5 mld euro, z czego 450 mln dla Polski.
Chodzi o tak zwany Europejski Instrument na rzecz Pokoju (EPF). To unijny, ale funkcjonujący poza budżetem UE fundusz, który zakłada finansowanie działań wspierających utrzymanie pokoju i bezpieczeństwa międzynarodowego.
Od czasu rosyjskiego ataku na Ukrainę w lutym 2022 r. większość środków miała trafić do krajów członkowskich, które dostarczają broń Kijowowi. Działa to w ten sposób, że państwo dostarcza sprzęt wojskowy i amunicję dla Ukrainy, a potem zwraca się do Brukseli o zwrot poniesionych kosztów.
Ale kolejne transze, zatwierdzane przez kraje członkowskie jednomyślnie, są od miesięcy blokowane przez Węgry. W efekcie z EPF nie trafiło wciąż do państw UE ok. 6,5 mld euro.
"Państwa członkowskie, które dostarczają broń i amunicję dla Ukrainy, są już zmęczone nieustannym wetem Węgier" – powiedziało PAP źródło unijne. To oznacza przełom, bowiem do tej pory to stolicom zależało na tym, by wśród krajów członkowskich zachowana była jedność. Teraz jednak stolice są gotowe na ominięcie sprzeciwu Budapesztu. Zwłaszcza, że w przypadku EPF to właśnie one - a nie Ukraina - są poszkodowane. Nie mogą bowiem otrzymać zwrotu kosztów przekazanego Kijowowi sprzętu. Zaległe faktury Polski opiewają np. na 450 mln euro.
Dlatego pod koniec sierpnia szef unijnej dyplomacji Josep Borrell ogłosił publicznie, że szuka rozwiązania pozwalającego na ominięcie węgierskiego weta. Prace nad nim powinny zakończyć się w ciągu kilku miesięcy, ale możliwe też, że uda się je ogłosić jeszcze w październiku lub listopadzie, a więc przed końcem kadencji obecnej KE i Borrella, któremu na rozwiązaniu tej sprawy zależy. "Gdy rozwiązanie będzie gotowe, nikt w UE nie będzie musiał się liczyć ze zdaniem Budapesztu" - słyszymy.
Prace jednak zajmą chwilę - unijni prawnicy muszą mieć pewność, że Węgry nie będą w stanie obalić decyzji przed Trybunałem Sprawiedliwości UE w Luksemburgu. Tam trafiła już skarga Budapesztu na obejście weta w sprawie przekazania Ukrainie zysków z obrotu zamrożonymi rosyjskimi aktywami. W lipcu Kijów otrzymał pierwsze 1,5 mld euro.
Jednym z potencjalnych rozwiązań jest przesunięcie blokowanych przez Budapeszt środków do Funduszu Pomocy Ukrainie (UAF). Funkcjonuje on w ramach EPF, ale w związku z tym, że zasilany jest dochodami z rosyjskich aktywów, decyzje dotyczące jego użycia podejmowane są większością kwalifikowaną (w praktyce oznacza to 15 spośród 27 krajów członkowskich). Unijni prawnicy uważają bowiem, że skoro Budapeszt nie chciał, by UE wykorzystała zamrożone rosyjskie aktywa, to nie ma też prawa decydować o tym, co się z nimi dalej dzieje.
Podobnie Węgry nie będą mogły zablokować ogłoszonego w piątek przez szefową KE Ursulę von der Leyen wsparcia w wysokości 35 mld euro, które Ukraina otrzyma od UE w formie pożyczki zabezpieczonej rosyjskimi aktywami.
Jak powiedział rozmówca PAP, pozycja Węgier będzie marginalizowana. "Dzisiaj nikt z nimi nie chce w UE trzymać i zwycięstwo Trumpa (w wyborach w USA - PAP) tego nie zmieni. Nikt nie ma zaufania do Budapesztu, nawet Słowacja. Premier Robert Fico niby trzyma z Orbanem, ale gdy przychodzi do głosowania, to Orban jest sam" - słyszymy.
Całkowite oczyszczenie terytorium Ukrainy tradycyjnymi metodami rozminowywania może zająć setki lat, innowacyjne technologie pomogą znacznie przyspieszyć ten proces – powiedziała Shoko Noda, zastępca sekretarza generalnego ONZ i dyrektor Biura Kryzysowego Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP).
– Przy nieustających wysiłkach i udoskonalonej technologii znaczny postęp można osiągnąć w ciągu kilku lat, ale w przypadku tradycyjnych metod rozminowywania pełne oczyszczenie i poświadczenie wszystkich dotkniętych obszarów jako bezpiecznych może zająć setki lat, zwłaszcza biorąc pod uwagę ciągły charakter konfliktów i skażenia – powiedziała w wywiadzie dla agencji Interfax-Ukraina.
Wojska rosyjskie przeprowadziły atak przy użyciu rakiet Iskander na Odessę. Uszkodzona została infrastruktura portowa oraz statek cywilny pływający pod banderą Antigui i Barbudy.
Rannych zostało czterech cywilów - przekazał gubernator obwodu odeskiego Ołeh Kiper.
Szef MSZ Radosław Sikorski w wykładzie na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa w Waszyngtonie zapewnił, że Europa jest gotowa odpowiadać za własne bezpieczeństwo, a Polska zrobi wszystko, by nie zostać znów "kolonią Rosji". Jak dodał, jeśli USA faktycznie uważają Chiny za zagrożenie, to tym bardziej potrzebują Europy.
Sikorski wystąpił w piątek na prestiżowej uczelni w ramach organizowanej przez nią serii wykładów "Zbigniew Brzezinski Lectures", do których wygłoszenia zapraszani są "najwybitniejsi myśliciele świata" w tematyce spraw międzynarodowych.
W swoim wystąpieniu szef polskiej dyplomacji - powołując się na idee Brzezińskiego - wezwał do odnowienia i zacieśnienia sojuszu między USA i Europą, zwłaszcza w obliczu zagrożeń ze strony Rosji i Chin. Przestrzegał przy tym elity w Waszyngtonie, by wykonując "zwrot ku Azji" i uważając Pekin za swojego największego rywala, nie zapomniały o Europie.
"Jeśli rzeczywiście uważacie, że Chiny stanowią zagrożenie dla amerykańskiego prymatu, dla amerykańskich wartości oraz opartego na zasadach porządku światowego, tak jak uważamy, że Rosja stanowi egzystencjalne zagrożenie dla globalnej stabilności, a w szczególności dla Europy, to potrzebujemy siebie nawzajem bardziej, a nie mniej" - argumentował Sikorski. "Zwrot ku Azji powinien być zwrotem z Europą, a nie bez niej" - dodawał.
Podkreślał jednocześnie, że Rosja - której wiarygodność porównał do Korei Północnej - pozostanie niebezpieczna dla świata na długi czas i współpracuje z Chinami, by osłabiać międzynarodowy porządek i zachodnią jedność. Zwracał uwagę na prowadzoną przez Moskwę skoordynowaną kampanię sabotażu i wojny hybrydowej w całej Europie. "To jest nieprzyjazny akt agresji" - zaznaczył.
Szef MSZ przekonywał, że wbrew częstym wyobrażeniom w Ameryce Europa nie jest już "zdezorganizowana i chaotyczna" i "stale potrzebująca charytatywnego wsparcia Waszyngtonu", lecz jest gotowa wziąć większy ciężar na barki, by chronić swoje bezpieczeństwo. Wspominał o zwiększeniu wydatków obronnych - i potrzebie dalszego ich zwiększania - oraz o tym, że to Europa wydaje łącznie więcej na pomoc Ukrainie niż USA.
Sikorski przyznawał, że jeszcze przed rosyjską inwazją nie spodziewał się, że Europa zareaguje na agresję Rosji tak mocno, jak to zrobiła. Zaznaczył jednak, że wciąż powinno się zrobić więcej, m.in. za pomocą inwestycji w przemysł obronny i zacieśnienie sankcji.
Wspominał przy tym o ogromie pomocy udzielonej Ukrainie przez Polskę i Polaków, zaznaczył, że w jego własnym domu w pewnym momencie gościł 10 uchodźców z Ukrainy.
"W stosunkach transatlantyckich era pasażerów na gapę nieuchronnie dobiega końca (...). Polska jest liderem z budżetem obronnym przekraczającym już 4 proc. jej PKB. W przyszłym roku wzrośnie do 4,7 proc. i prawdopodobnie nie będzie to nasze ostatnie słowo. Zrobimy wszystko, aby nie stać się ponownie rosyjską kolonią, niezależnie od tego, co zrobi ktokolwiek inny" - zapowiedział minister.
Przypominał, że choć Polacy "nie mają ochoty na konfrontacje militarne", to dzięki swej historii potrafią rozpoznać zagrożenie płynące z rosyjskiego imperializmu. "Zbyt wiele razy byliśmy jego ofiarami. Wiemy, jak czuje się utratę niepodległości. Wiemy, co znaczy żyć pod tyranią. I nie zamierzamy do tego wracać" - powiedział Sikorski, używając sloganu z kampanii wiceprezydentki Kamali Harris ("We're not going back").
Pytany po wykładzie, czy Polacy są przygotowani na ewentualną eskalację, w razie gdyby USA zgodziły się na użycie przez Ukrainę zachodnich rakiet do uderzeń w głębi Rosji, Sikorski ocenił, że Putin nie zaatakuje w najbliższym czasie państw NATO, bo wie, że by przegrał.
"Kiedy Rosjanie nam grożą, wierzymy im, bo oni to zrobili wiele razy (...). Ale jesteśmy teraz częścią NATO (...), Putin może być kryminalistą, ale jest racjonalny" - powiedział. Odnosząc się do gróźb nuklearnych Putina, sugerował, że rosyjski przywódca stale blefuje.
Sikorski stwierdził, że wydawane przez USA i UE pieniądze na wsparcie Ukrainy - stanowiące mniej niż 1 proc. PKB - "nie są nadmiernym wydatkiem, by poskromić niebezpieczny, autokratyczny reżim w Moskwie". Minister przestrzegł, że wojna w Ukrainie może potrwać długo, lecz sojusznicy muszą zapewnić, że zakończy się ona na warunkach możliwych do przyjęcia dla Kijowa.
"Im dłużej żyjemy w pokoju, tym łatwiej zapomnieć o tej jednej niewygodnej prawdzie: że tylko mały krok dzieli nasz porządek oparty na zasadach od chaosu i niewiarygodnego cierpienia, jakie ze sobą niesie. Widzieliśmy to w Europie 80 lat temu i widzimy to teraz na Ukrainie" - przestrzegał minister. "Nie traćmy więc z oczu tego, co naprawdę ważne: wyjątkowej wartości jedności i współpracy transatlantyckiej. Nie traćmy wiary w wartości demokratycznego świata. I nie zawiedźmy tych, którzy mają nadzieję i marzą, by być jego częścią" - dodał. (PAP)
Minister obrony Ukrainy Rustem Umerow zdymisjonował dwóch wiceszefów wywiadu wojskowego (GUR) i zastępców Kyryło Budanowa - Wiktara Zajcewa i Ihora Ostapenkę.
Jak podaje "Babel", szef MON nie konsultował tego ruchu z Budanowem. Według jednego z rozmówców, dymisja ma na celu osłabienie szefa GUR. Inny z kolei przekazał, że sam Budanow chciał ich zwolnienia.
Minister obrony Ukrainy Rustem Umerow podał, że 40,7 mln euro z duńskiego pakietu pomocy przeznaczonego na wsparcie produkcji na Ukrainie wpłynęło na konta resortu obrony. "To ważny krok w kierunku wzmocnienia naszych zdolności obronnych, ponieważ Dania przeznaczyła łącznie 50 milionów euro na produkcję 18 nowoczesnych ukraińskich systemów artyleryjskich Bohdana" - napisał polityk, dziękując Danii za wsparcie.
Rosja zwiększa produkcję dronów, by móc atakować Ukrainę przez całą dobę i by alarmy brzmiały we wszystkich jej regionach. W tę grę można jednak grać we dwoje – ocenił Andrij Kowałenko, szef związanego z władzami ukraińskimi Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji.
W piątek Ukraina została zaatakowana z zastosowaniem aż 70 dronów. Dzień wcześniej było ich 42. Rosjanie używają do uderzeń przede wszystkim dronów produkcji irańskiej Shahed.
„Ciągłe przyloty Shahedów są elementem zwiadu. Dla Rosjan Shahedy pozostają przede wszystkim bronią uderzeniową krótkiego zasięgu. Jeśli chodzi o loty dalekiego zasięgu, to ich główną funkcją jest rozpoznanie” – napisał Kowałenko na Telegramie. https://t.me/akovalenko1989/7909
„Zwiększenie produkcji blaszanek (dronów) również ma swój cel: (Rosjanie) chcą w przyszłości osiągnąć niemal całodobowy tryb ataków, tak aby alarmy w regionach stały się powszechne” – dodał.
Szef Centrum Przeciwdziałania Informacji, które podlega Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy, ostrzegł, że „gra w drony” może być prowadzona także przez stronę ukraińską.
„W tę grę można grać we dwoje. W przeciwieństwie do nas rosyjska obrona powietrzna ma charakter punktowy i nie jest w stanie w pełni pokryć Rosji przed bezzałogowymi statkami powietrznymi. A wzrost intensywności ataków doprowadzi do bardziej regularnych porażek rosyjskiej obrony powietrznej, takich jak ta w Toropcu” – podkreślił.
Kowałenko przypomniał w ten sposób, że w środę ukraińskie drony zniszczyły magazyny amunicji w mieście Toropiec w obwodzie twerskim na zachodzie Rosji, w którym przechowywano między innymi pociski balistyczne oraz bomby kierowane. Zdjęcia satelitarne NASA wykazały, że ogromny wybuch był widoczny nawet z kosmosu.
Władimir Putin zapowiedział w czwartek ok. dziesięciokrotne zwiększenie produkcji dronów. - do poziomu ok. 1, 4 miliona rocznie. "Ten, kto szybciej zareaguje na te wymagania na polu bitwy, wygrywa" - powiedział.
Podczas wspólnej konferencji prasowej z szefową KE Ursulą von der Leyen prezydent Zełenski powiedział, że nie chce ujawniać szczegółów przed omówieniem planu z Bidenem.
- Decyzje dotyczące planu zależą głównie od prezydenta Bidena. Zależą również od innych sojuszników, ale są punkty, które zależą od pozytywnej woli i wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych. Naprawdę mam nadzieję, że poprze ten plan – powiedział Zełenski.
Zełenski zauważył, że wdrożenie tego pomysłu będzie wymagało szybkich decyzji ze strony partnerów i ujawnił okres, w którym ten plan powinien zostać wdrożony.
Francja właśnie ukończyła szkolenie pierwszej grupy ukraińskich pilotów na Alphajet. Od marca 2024 r. francuskie siły powietrzne szkolą ukraińskich pilotów, aby sprostać potrzebom operacyjnym Ministerstwa Obrony Ukrainy.
Na mechanizm, z którego Ukraina dostanie do 45 mld euro pożyczki zaciągniętej przez UE i inne kraje G7, a zabezpieczonej rosyjskimi aktywami, będą musiały się zgodzić kraje członkowskie. Jedno państwo nie będzie miało jednak możliwości zawetowania nowych pieniędzy - podały dziennikarzom unijne źródła.
To oznacza, że nowego wsparcia dla Ukrainy nie będą w stanie zawetować Węgry, które blokują 6 mld euro z Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju.
Chodzi o wsparcie ogłoszone przez przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen w piątek w Kijowie. Nowy mechanizm został wypracowany wspólnie przez UE i inne kraje G7; ma on na celu wykorzystanie rosyjskich aktywów zamrożonych w związku z sankcjami nałożonymi na Kreml po ataku na Ukrainę w lutym 2022 r.
35 mld euro pożyczki dla Ukrainy weźmie Wspólnota. Łącznie z innymi krajami G7 Ukraina może otrzymać do 45 mld euro. Pozostałe kraje, Wielka Brytania, Kanada, USA i Japonia, mają same ogłosić swój wkład. Jeśli ich pula będzie większa niż 10 mld euro, zmniejszy to pożyczkę, którą dla Ukrainy weźmie UE. Jak podały w piątek źródła, do G7 mogą dołączyć jeszcze inne kraje.
Na zaciągnięcie pożyczki będą musiały się zgodzić kraje członkowskie UE oraz Parlament Europejski. Jak przypomniały źródła UE, decyzje dotyczące pożyczek zaciąganych dla krajów trzecich w ramach tzw. pomocy makrofinansowej są podejmowane większością kwalifikowaną (zazwyczaj wystarczy zgoda 15 spośród 27 krajów). Natomiast kwestie dotyczące wykorzystania unieruchomionych rosyjskich aktywów wymagają jednomyślności, ponieważ dotyczą sankcji nałożonych przez UE po ataku na Ukrainę w lutym 2022 r.
W tym przypadku wszystkie kraje będą musiały się zgodzić jedynie na przedłużenie okresu obowiązywania sankcji z pół roku do 36 miesięcy. "To jest ważne z punktu widzenia prawnego, ważne dla pożyczkodawców, by ustabilizować te unieruchomione środki, ale dla samej pożyczki jest nieistotne, mechanizm będzie działać także bez tego" - powiedziało źródło. (PAP)