Cieszy mnie każda dyskusja o zmieniającym się polskim społeczeństwie, nawet taka, w której jestem ustawiony jako ponowoczesny chłopiec do skarcenia. Michał Sutowski ("Epitafium nazbyt radosne", "Gazeta" z 6 listopada) zarzuca mi, że opisując polską "rewolucję jednostek", nadmiernie entuzjazmuję się jej estetycznym, pięknoduchowskim wyrazem, a pomijam to, co w niej mroczne: rozpad społecznej solidarności i abdykację państwa z polityki łagodzenia skutków kapitalizmu, czyli z przemyślanej redystrybucji.

Wkraczamy więc w spór o to, jaka jest i powinna być dziś władza oraz jakie mamy społeczeństwo. Czy, mówiąc najprościej, rządzący mają udzielać wielkich odpowiedzi na wielkie problemy i w ten sposób przewodzić społeczeństwu, czy też powinni raczej rozpoznawać rozproszone oczekiwania grup oraz jednostek i z tych rozmaitych zjawisk składać politykę w granicach możliwości państwa.

To pytanie o to, gdzie dziś mieści się źródło polityki: w elitach politycznych państwa czy - coraz bardziej - w organizującym się do różnych spraw społeczeństwie?

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze