„Nawalny - będziemy pamiętać!". Mija mniej więcej dziesięć dni od jego śmierci w kolonii karnej i nachodzi mnie myśl, jak to naprawdę jest z tą naszą pamięcią. Dane z Google’a sugerują, że już prawie zapomnieliśmy - nagły skok obecności jego nazwiska w sieci w okolicach 16 lutego, na wykresie widoczny jak znak aktywności serca na zapisie EKG, a potem długa, płaska linia.
Inne fascynacje się pojawiły, inne skandale, które same się przecież nie przeżyją i nie obgadają. Pewnie inne (mniejsze?) śmierci, które też trzeba opłakać. Można dojść do wniosku, że dzisiaj nie tylko żyje się chwilą, ale i chwilą się umiera, przynajmniej jeśli chodzi o ludzką uwagę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
*700 Euro - zawsze zapominam, że GW nie stać na informatyka, który potrafi formatować znaki w UTF8 (w aplikacji widać znak Euro, ale na stronie internetowej jest pytajnik zamiast znaku).
Korekta też leży
Panie Matczak, błąd metodologiczny!
co więcej, błąd logiczny, zwłaszcza rażący u prawnika, czyli wyciągnięcie twierdzenia niemającego związku z przesłanką, bo świadczy to najwyżej o tym, że ludzie nie wyszukują nazwiska w Googlu, a nie o tym, że nie pamiętają.
Co więcej, można równie dobrze twierdzić, że ci, którzy pamiętają kim był Nawalny, nie musieli szukać o nim wiadomości, a ci, którzy nie wiedzieli, już sprawdzili i teraz wiedzą :)
Wstyd takie bzdury wypisywać!
Bo istnieje spora populacja Polaków, spoglądających w stronę Putina raczej z podziwem i sympatią. Dla nich zamordowanie Nawalnego to dowód, że Putin jest silnym przywódcą, a nie zbrodnia.