Będziemy mieli nie jedną, lecz od razu dwie elektrownie atomowe? Całkiem możliwe.
Ale od początku. W środę 17 stycznia wojewoda pomorska Beata Rutkiewicz wywołała prawdziwą burzę, stwierdzając w "Dzienniku Bałtyckim", że możliwa jest nowa lokalizacja pierwszej w Polsce elektrowni jądrowej.
Siłownia ma powstać w nadmorskiej gminie Choczewo. "Decyzja środowiskowa dla lokalizacji w Lubiatowie została wydana, ale cały czas rozważamy, czy słusznie" - stwierdziła wojewoda.
Zmiana decyzji o lokalizacji wymagałaby nawet 10 lat ponownych konsultacji (te, które już się odbyły, trwały od 2017 do 2022 roku) i pochłonęłaby miliony złotych. Nic dziwnego, że na dementi nie było trzeba długo czekać. Dwa dni później Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało, że nie ma podstaw do zmiany pierwotnej lokalizacji. Mało tego, ministra klimatu Paulina Hennig-Kloska spotkała się z ambasadorem USA, Markiem Brzezinskim. Podczas spotkania rozmawiali również o nowych inwestycjach. "Polska pozostaje w pełni zaangażowana w kontynuację strategicznych relacji z USA w dziedzinie energii, w tym w perspektywie budowy polskich elektrowni jądrowych zgodnie z programem polskiej energetyki jądrowej" - podkreślał resort po spotkaniu. Przypomnijmy, że pod koniec 2022 roku premier Morawiecki poinformował, że Polska wybrała amerykańską grupę Westinghouse jako dostarczyciela technologii do Lubiatowa, gdzie przewiduje się zbudowanie ośmiu reaktorów.
Wszystkie komentarze
Będziemy więc potrzebowali mnóstwa prądu – a żeby nie zepchnąć cywilizacji w klimatyczne piekło, będzie musiała to być energia możliwie czysta."
Niestety, będziemy potrzebowali całego mnóstwa różnych surowców i wielkiej produkcji. Wygeneruje to również potężną masę odpadów. Nie da się również ukryć, że nieunikniony jest dramatyczny wzrost eksploatacji środowiska naturalnego.
Ludzkość potrzebuje redukcji populacji, a nie ekspansji luksusu. Nieludzka reszta planety potrzebuje tego jeszcze bardziej.
Lol, mówi to oczywiście facet, który żyje w luksusie i wcale nie praktykuje redukcji populacji. Wszelkie redukcje i ograniczenia proponujemy zawsze dla innych i zawsze dla biednych. Oczywiście redukcja konsumpcji bogatych nie wchodzi w grę, chociaż to oni są tak naprawdę odpowiedzialni za katastrofę klimatyczną.
Przecież wzrost dobrobytu wprost przekłada się właśnie na ogranivzenie populacji.
Rozwój nie nadąży za demografia. To liczba ludzi jest kluczowa.
Zasadniczo, słuszna uwaga. Niemniej słuszna uwaga ze strony "powrot-wrobla". Rzecz czy sprawa, jak kto woli, w zmianie modelu konsumpcji czyli wzorów kulturowych.
I nawet jeśli takie zmiany nastąpią... jeśli, to potrzeba kilku pokoleń, aby dojść do poziomu zrównoważonego rozwoju, który zapewniłby podstawowy dobrobyt większości ludzi na Ziemi.
Ale myślę że wątpię, aby to się w przewidywalnej przyszłości udało.
O ile w ogóle. Chyba że jakiś "cud" nauki rozwiąże problem energii.
Oczywiście. Mówię z własnego punktu widzenia, bo niby z jakiego miałbym mówić? Poza tym nie dojdzie do żadnego znaczącego ograniczenia konsumpcji przez bogatych, a nawet jeśli 1 mld ludzi ograniczy konsumpcję o 20%, to podbicie konsumpcji przez 5 mld ludzi z obecnych 10% konsumpcji (odnosimy się do konsumpcji najbogatszych) do choćby 50% pośle te całe nasze redukcje w pizdu i jeszcze dołoży pokaźny wzrost. Punkt wytrzymałości planety przekroczyliśmy już dawno, chyba że ktoś trzymał głowę w dudzie i nie zauważył - nie tylko zmian klimatycznych, których już nie odwrócimy a najpewniej też nie powstrzymamy, ale też wielkiego wymierania. Dodajmy jeszcze fatalny stan ekologiczny tych "biednych", którzy dopiero zabierają się do doganiania globalnej północy.
Pora przejrzeć na oczy i zobaczyć, gdzie leży zagrożenie dla przyszłości. Rozpatrywanie: kto jest winny, kto się dotąd obłowił a kto został z palcem w rozdziawionej gębie, można zostawić historykom i zawodowym płaczkom czy specom od samobiczowania.
Bardzo słuszna uwaga. Tylko ten wzrost wymaga wzrostu produkcji, a więc zużycia zasobów i eksploatacji środowiska naturalnego. A zanim populacja się ustabilizuje, nie mówiąc już o jakimś znaczącym spadku, minie skromnie szacując ze 100 - 200 lat. Przez ten czas sumaryczna konsumpcja będzie potężna - znacznie większa niż przez ostatnie 150 lat. Wyobraź sobie jej efekty.
Energia to tylko jeden z problemów. Popatrzmy na produkcję żywności, niedobory wody, kwestię śmieci. Wzorce kulturowe można próbować zmieniać, ale w naszej naturze nie leży "schodzenie w dół". Eksperymenty socjotechniczne próbujące ją zmienić kończą się jakimiś krwawymi antyutopiami. Bez namacalnej, walącej w pysk katastrofy, niczego sami z siebie nie zmienimy.
Nnnoo tak, ale już nie chciałem katastrofizować .) I że "taka nasza natura", choć taka nasza natura. Nasza, tzn ludzkości. Tych wielkich, a w konsekwencji, bezrozumnych rzesz ludzi.
To nieporozumienie. Im więcej ludzi tym szybszy rozwój. Produktywność na osobę rośnie wraz ze wzrostem populacji. Im więcej ludzi tym więcej innowacji i coraz bardziej efektywne wykorzystanie zasobów. Problemem jest raczej zastopowanie wzrostu populacji i starzenie się społeczeństwa. Już powoduje to ogromne napięcia w społeczeństwach zachodu gdzie lukę na rynku pracy w niskopłatnych zawodach wypełniają imigranci.
Biorąc pod uwagę że 1% najbogatszych odpowiada za 16% światowych emisji CO2, mam nadzieję że proponujesz właśnie od nich zacząć "redukcję populacji", logiczne nie? Jeśli to biedni mają "fatalny stan ekologiczny" (ciekawe dlaczego skoro średni Hindus ma 7 razy mniejsze emisję niż średni Amerykanin) to tylko bogate kraje mają środki na to żeby im zaproponować zrównoważoną, zieloną ścieżkę rozwoju. Czy to robią? Nie, zamiast tego wciąż ścigają się na przyrost PKB:)
Pierwsza redukcja populacji za 50lat, jak wyschną ostatnie złoża ropy naftowej, ktora oprocz napedu naszej cywilizacji sluzy do produkcji plastiku, lekarstw, farb, klejow i inne chemikaliów.
"Ludzkość potrzebuje redukcji populacji"
Ok, ale redukcję będziemy robić wg śladu węglowego na głowę. Na początek zredukujmy populację o skromny miliard. Wchodzisz w to? Czy wolisz najpierw sprawdzić jak wypadasz z emisjami na tle świata?
Z redukcją populacji nie będzie najwyraźniej większego problemu - wystarczy spojrzeć na rozprzestrzeniający się na Zachodzie trumpizm czy lepenizim, nie wspominając już o komentującym tu menzeniźmie...
Liczba ludzi w zasadzie przestała wzrastać. Poza Afryką i częścią Azji, ale i tam przejście demograficzne już się dokonuje.
Taaa, dokonuje się... do 2050 ma nam przybyć dodatkowy miliard Murzynów.
Za to ubędzie Rosjan, Amerykanów, Europejczyków, Chińczyków, Japończyków itd.
@powrot-wrobla
No wiedziałem, że ta "argumentacja" się pojawi. Nie, moi drodzy, zacznijmy od was, bo trzeba zacząć od najsłabszych umysłowo. Albo masochistów - ich powinna cieszyć redukcja samego siebie.
A poważnie: emisja CO2 to tylko część problemu, w dodatku bardziej skutek niż przyczyna. Przykład z procentami pokazał, gdzie jest zagrożenie i dlaczego redukcja konsumpcji w państwach rozwiniętych nic nie da, jeśli Azja z Afryką nie przestaną się rozmnażać w takim tempie, jak dotychczas i jeszcze dążyć do konsumpcji na poziomie "zachodnim", czy to u siebie, czy przez migrację. Zachód ograniczył rozród, pora by reszta świata poszła jego śladem. Bez tego żadne rowerki, panele czy żarcie jarmużu zamiast mięsa nic nie dadzą. Oprócz "kontrekorewolucji" i być może upadku zachodnich demokracji.
To nie jest nieporozumienie, tylko zwykły wzrost konsumpcji całkowitej. Produktywność, innowacja oraz efektywność wykorzystania zasobów ciągle rosły przez ostatnie 300 lat, tak samo jednak rósł ślad węglowy, tempo wymierania innych gatunków, powierzchnia odbierana dzikiej przyrodzie, ilość zanieczyszczeń, itd. To nie jest wyścig, w którym można wygrać.
Jesteś impregnowany na fakty.Ale proszę, jedź głosić w Afryce, że mają się nie rozmnażać. Na pewno posłuchają, szczególnie jak im powiesz, że ty nic nie robisz i nie zrobisz.
Ilość energii elektrycznej jaką zużywa Bitcoin nie jest marginalna. Najpopularniejsza z kryptowalut zużywa około 140 TWh, co jest wartością porównywalną z rocznym zapotrzebowaniem na energię niektórych średnich krajów europejskich. Dla porównanie roczne zużycie energii elektrycznej w Polsce wynosi około 170 TWh. Natomiast szacuje się, że najpopularniejsza wyszukiwarka świata Google rocznie zużywa „zaledwie”12 TWh co stanowi mniej niż 10% tego co pochłania sam Bitcoin.
Co ciekawe, jedna transakcja wymaga zużycia ponad 1100 kWh, co stanowi około 1/3 rocznego zużycia energii elektrycznej w domu jednorodzinnym! Dla porównania Ethereum zużywa ponad 80kWh do wykonania jednej transakcji co wciąż jest mało optymistycznym wynikiem, ale jest to już znacznie mniej w porównaniu do tego co zużywa transakcja oparta na blockchainie Bitcoina.
Twoje dane nie do końca ścisłe. Za jedną transakcję bitcoinem płacisz między 5 a 10 dolarów - trochę nie pasuje to do tego co napisałeś powyżej.
Z grubsza może się jednak zgadzać.
Roczne zużycie energii w moim domu w ubiegłym roku: 3393 kWh.
W sumie zapłacono za to: 795 CAD (595 USD)
Z czego mniej więcej 50% to nie koszt samej zużytej energii tylko jej dostarczenia do odbiorcy i inne koszty stałe firmy obsługującej, czyli: za energię zużytą: 298 CAD
Z tego 1/3 wynosi: 99 USD.
Wychodzi dużo więcej niż 5 lub 10 ale przecież blokczajn nie kupuje energii po cenach detalicznych które płacą indywidualni mieszkańcy miast.
Absolutna racja!
"mniej więcej 50% to nie koszt samej zużytej energii tylko.."
Sprawdziłam cennik. Cena faktycznie zużytej energii to średnio 0.11 CAD/kWh (średnio, bo za pierwsze 750kWh/miesiąc trochę taniej niż za to co ponad ten limit)
Czyli: za 1100 kWh 121 CAD = 90 USD.
Nadal oczywiście w cenach dla odbiorców detalicznych.
No ale nasz prezydent byl bardzo wkurzony, ze EU nie pozwala mu kupowac zwyklych zarowek - tylko LEDs.
Nie jest merytoryczny. Jest propagandowy - wspiera tylko lobby atomowe. Dla równowagi proponuję poczytać o Czernobylu i Fukushimie.
Tak, sporo zbiorczych i ciekawych danych.
Trochę razi tytuł i sugeruje klikbajtowość, ale cóż, artykuł jest właśnie na ten temat!
Dużo istotnych danych, ale zabrakło poruszenia jednej kwestii: problemu składowania odpadów. Na przykładzie krajów, które mają u siebie elektrownie od dawna i na dużą skalę (USA, Francja) można się przekonać, że jest to realny problem. Teoretycznie do rozwiązania; w praktyce zbyt często te odpady trafiały (i pewnie nadal trafiają) w ręce mafii oraz do krajów rozwijających się. Im większe koszty składowania - a w tym wypadku są one ogromne - tym większa szansa, że znajdą się chętni pozbycia się ich na lewo i chętni do wzięcia za to dużych pieniędzy. I tak się niestety dzieje.
Pelna zgoda. To promocja atomu, NIC wiecej.
Brak informacji o polityce takich krajów jak Niemcy i ich decyzji o wycofaniu się z energetyki atomowej.
W brew pozorom to nie tekst merytoryczny a publicystyczno propagandowy. Porusza tylko te wątki które są bezpieczne dla postawionej tezy.
Z tymi odpadami, ich handlem odpadami to troch przesadziles. Odpady w elektrowni atomowej to nie jest tak, ze bierzesz lopate, wrzucasz troch odpadow do worka i wynosisz z elektrowni. Po pierwsze, zuzyte paliwo przez pierwsz 10-13 lat jest zanuzone w basenie z kwasem borowym. Kazdy zespol paliwa (fuel assembly) jest okolo 4 metrow dlugi i przekroj kwadratowy z bokiem okolo 35 cm. Wazy okolo 500 kg. Jest bardzo radioaktywny. Poza tym basen jest wewnatrz strefy chronionej z kilkoma barierami z drutow kolczastch, electroniczne detektory midy barierami, plus kamery i wieze co jakis dystans (wizualny) z uzbrojona po uszy ochrona. Tak wiec powodzenia z wejsciem do elektrowni (co nie jest mozliwe) wyciagniecie jednej assembly i na barkach wynoszenie jej z elektrowni. Ta osoba nie bedzie zyc w kilkanascie minut.
A odnosnie skladowania. Po 10-13 latach spalone paliwo wklada sie to zelbetonowych zbiornikow i przykreca sie do betonu na otwartym powietrzu. Baseny z kwasem borowym maja taka pojemnosc by pomiscic zuzywane paliwo z calej czasu eksploatacji (40 -50 lat).
"proponuję poczytać o Czernobylu i Fukushimie"
I co wtedy? Bo ja poczytałem. Nadal popieram atom.
Ale chodziło o czytanie ze zrozumieniem. Pozatym Atom to nie drużyna piłkarska ani partia polityczna.
W tekście brakuje informacji skąd brać paliwo do elektrowni, gdzie i jak składować odpady i o wpływie kopalni uranu (oraz składowisk jego odpadów). Debata na ten temat jest bardzo żywa w Szwecji, gdzie dyskutuje się rozbudowę EJ. Szwecja ma spore złoża uranu, ale eksploatować ich nie chce "bo środowisko". A gdzie indziej środowiska nie ma?
I trzeba wywalić na śmietnik historii wszystkie ideologie które promują niekontrolowalny rozród. Takie chociażby jak katolicyzm promujący bzdury że jakiś bóg dał nam Ziemię na własność byśmy mogli z nią robić co chcemy. Nie, nie możemy bo to się źle skończy i ludzi typu Wojtyła zabraniający prezerwatyw czy edukacji seksualnej ze względów etycznych powinno się potępiać bo to co propagowali było kretyńskie i szkodliwe dla ludzkości.
Masz rację, ale durnie zaraz Ci odpiszą, żebyś redukcję zaczął od siebie.
Cóż, raczej nigdy nie będę miał emisji na poziomie Afrykańczyka. Chociażby z powodu mieszkania w betonowym domu, poruszania się po betonowych chodnikach i asfaltowych drogach, oglądania telewizji i surfowania po internecie, chodzenia do betonowej szkoły. Mogę to ograniczyć, nawet mocno, ale nigdy nie zejdę do poziomu przysłowiowego Afrykańczyka.
A czy ty mieszkasz w szałasie, nie korzystasz z dróg, szkół, przedszkoli? Wszystko to przecież wymagało wyemitowania CO2.
Ja pisałem że należy bezwzględnie ograniczyć rozmnażanie się ludzkości, bo bez względu na to jak bardzo będziemy ograniczać swoją emisję, kolejne miliardy i tak to zniwelują. To jest warunek konieczny, łącznie z tym by ograniczyć konsumpcję per capita.
A nie pomyślałeś, że afrykańczycy kiedyś osiągną poziom rozwoju europejczyków lub Amerykanów i ich emisje wtedy wręcz eksplodują? Biorąc pod uwagę powszechną w krajach afrykańskich korupcję, nie będzie szans na systemowe rozwiązanie problemu.
Ale Afryka nie ma takich emisji jak Europa bo żyją na niższym poziomie a jak podniosą standard to ich emisja wzrośnie i wtedy będzie miało znaczenie ilu ich jest Ponadto z powodu przeludnienia emigrują do Europy i zwiększają emisję w Europie Jednym słowem ograniczenie populacji globu jest w interesie wszystkich ludzi
A co ty tak bronisz rozrodu Afryki? Masz w tym jakiś interes? Podziel się ze światem nowiną: jakież to dobro z tego rozrodu wynika? Może więcej katolickich duszyczek do opędzlowania z kasy ku radości tego wymyślonego gnojka w niebiesiech?
Wystarczy nie być rasistą, proste. Bo czym ci zawinili, emisjami niższymi 8x niż twoje?
Teorie Maltusa i Ehrlicha zostały dawno obalone, Im więcej ludzi tym więcej innowacji bo każdy dodatkowy geniusz to potencjalna poprawa bytu całej ludzkości, stare zasoby zastępowanie są nowymi - jak drewno węglem a teraz np. energią atomową. Zwieksza się też produktywność - w czasach rewolucji przemysłowej 1 mld ludzi - teraz 8, wówczas 10 procent żyło powyżej progu ubóstwa, dziś ponad 90 % i dzień w dzień około 100 000 tys wychodzi ze skrajnej biedy. Wszystko wskazuje na to, że wzrost zamożności a przede wszystkim edukacja kobiet doprowadzi do stabilizacji populacji w drugiej połowie XXI wieku na poziomie około 10 mld. Problemem jest starzenie się bogatych społeczeństw i konieczność wypełnienia dziury migrantami. Polecam prace Mariana Tupy.
Ale TO juz jest zupelnie inny problem. Aczkolwiek to prawda.
Jak to mówią: zacznij zmieniać świat od siebie!
"A dla kogo ten wywiad?
To jest dla telewidzów dziennika wieczornego.
O, to bez kozery powiem pińćset! Dziesięć tysięcy! Pięćdziesiąt! Milion!"
Merytorycznie na tym samym poziomie co ten miliard z kapelusza.
> Jak to mówią: zacznij zmieniać świat od siebie!
Zacząłem od siebie, nie mam dzieci. Za to w moim otoczeniu jest ich mnóstwo! Nie znam ani jednej rodziny z jednym dzieckiem, zazwyczaj jest ich troje, czasem dwoje, a czasami czworo lub więcej. Polacy mieszkający w UK rozmnażają się wręcz hurtowo.
A jak wygląda metoda, przy pomocy której doszedłeś do tego wyniku?
To nie tak działa. Nie ma Pan żadnej przyczyny nie mieć dzieci, no... nie wnikając w życie prywatne - na pewno nie z powodów demograficznych. Ludzie którzy tak twierdzą po prostu nie chcą mieć dzieci (z innych powodów) a używają tego wyłącznie jako wymówki. Jak Pan spotka żonę/partnerkę pragnącą dziecka, to powodzenia w przekonaniu jej że nic z tego bo ludzi na Ziemii jest za dużo. Terefere.
Proszę sobie obejrzeć listę krajów świata w zależności od przyrostu demograficznego (en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_total_fertility_rate). Zobaczy Pan, gdzie trzeba działać. Gdy ludzie w Nigerze zdecydują by mieć 5-tkę zamiast 6-tki dzieci, to w ciągu 5 lat doprowadzi to do większego spadku liczby ludzkości niż gdyby Pan - samemu zaprzestawszy rozmnażania - namówił do tego jeszcze 10000 osób w PL czy UK.
(Nomen omen, to samo jest z emisją CO2. Europejczycy kruszą kopię o to żałosne 7% produkcji CO2 które Unia wpompowuje w atmosferę, podczas gdy Indie, Chiny i USA kontynuują grill party. (uwaga: tak wiem, historyczna produkcja wygląda trochę inaczej))
Podsumowując, więcej szacunku dla liczb, mniej dramatyzmu.
PS. To się chyba mówi "w Nigrze" :)
"więcej szacunku dla liczb"
Świetna rada, czemu nie zastosujesz do siebie? :)
Skoro emisje na głowę w Europie są jakieś 8x większe niż w Afryce, to liczbę urodzin i przyrost naturalny należałoby normalizować właśnie pod tym względem, więc i 6-tka dzieci w Nigrze mniej szkodzi niż jedynak w Polsce.
A jeśli europejskie 7% jest "żałosne", to w ogóle szkoda mówić o niecałych 4% Afryki. Nie w Afryce leży problem.
Albo rozmawiamy o populacji albo o CO2. Problem populacji leży w Afryce.
Problem CO2 leży w Chinach, Indiach i USA.
Oczywiście możesz chcieć patrzeć na populację w oderwaniu od wszystkiego, po prostu jak na abstrakcyjne cyferki w excelu i uznać, że np. 6,7 jest gorsze od 1,3, ale to bez sensu.
Tzn. być może miałoby to sens w idealnie kulistym świecie, gdzie każdy konsumuje i emituje tyle samo. Ale Ziemia nie jest kulą, tylko geoidą, a ludzie zużywają zasoby bardzo nierównomiernie. I, suprise suprise, tak się składa, że w Afryce te wskaźniki są zdecydowanie poniżej średniej światowej. Nawet z ich przyrostem zużycie zasobów naturalnych, konsumpcją żywności, produkcja zanieczyszczeń etc. etc. jest mniejsza niż "cywilizowanego" świata.
W szkole nie uczyli o fejknjusach?
Jestem "starej szkoly", wtedy o elektrowniach atomowych tylko wspominano. Ale jakos tak sie ulozylo moje zycie, ze pracowalem tylko w elektrowniach atomych przez 41 lat. Od 26 roku do 67 roku zycia. Jestem na emeryturze od 3 lat.
Czyli twoja znajomość tematu, delikatnie mówiąc, jest z czasów Cartera.
Może tylko tyle że autor kompletnie pominął kwestie składowania odpadów a to jedak jest problem
Problemem to są pomysły "składowania" CO2 pod ziemią.
Na już potrzebujemy z 5 dużych elektrowni atomowych.
Wy, czyli kto?
Bo kilka postów wyżej twierdzisz, że mieszkasz w UK...
W innym wypadku Jarosław ogłosi, że był pod wpływem psychotropów, gdy mówił ustami Morawieckiego, że elektrownie atomowe w PL są potrzebne.