Sypie się ze mnie tynk, prześwitują kości. Zżera mnie pleśń, nie pomoże żadna chemia, nadaję się tylko do rozbiórki

Jestem starym, opuszczonym domem. Stoję na wzgórzu za miastem, w nocy przez kaprawe moje okna widzę jego światła, było się tam, żyło się, teraz w ziemi coraz mnie więcej, nad ziemią coraz mniej, zapadam się w sobie, tracę grunt pod stropami.

Dziurawy mój dach, kiedy pada, przeciekam, zacieki na ścianach i na zdjęciach, ledwo widać twarze. Jedni wyszli stąd przez drzwi, po cichu tak, że dzwoni mi w uszach ta cisza do dziś. Inni z takim hukiem, że dzwoni mi on w uszach do dziś. I są jeszcze twarze tych, którzy ulotnili się przez komin, kiedy promienie słońca przebijają się przez szpary do środka, tańczą we mnie ich prochy.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze