J.R.R. Tolkien, jak wiadomo, ustawił główną linię konfliktu w swojej hobbiciej sadze pomiędzy żyznym, cywilizowanym i zielonym Zachodem a przerażającym Wschodem, w którym nie rosną kwiaty, a w powietrzu wisi nie nieznośna lekkość bytu, tylko coś dokładnie odwrotnego. Zachodem są rasy i narody Śródziemia, które stanowią odbicie europejskiej cywilizacji. A Wschodem – jałowy, paskudny Mordor, po którym wałęsają się hordy orków – barbarzyńskich parodii ludzi. Orkami niby niewolnikami kieruje wszechwładny demon Sauron, który wypisz wymaluj przypomina Kościeja z rosyjskiego folkloru. Mordor, jak najczęściej się uważa, to Rosja. Cóż, z perspektywy Tolkiena, katolickiego intelektualisty, kraj komunistyczny, w dodatku prawosławny i od wieków opisywany jako kraina barbarzyństwa i tyranii, wydaje się tutaj wyborem interpretacyjnym dość oczywistym. Istnieją również, co prawda, teorie, że Mordorem jest Bliski Wschód, rzeczywiście pustynna, często jałowa kraina, która zapisała się w prapamięci Europy jako np. tyrańska Persja, z którą wojowała kolorowa mozaika greckich polis, Arabowie, którzy podeszli pod Francję, czy Turcy oblegający Wiedeń. Tym bardziej że jeśli nałożyć na mapę Śródziemia mapę Europy, Mordor leży gdzieś w okolicy południowych Bałkanów i Turcji. Jednak to Rosja uzyskuje najczęściej mordę Mordoru. W ten sposób np. często przedstawiana jest na Ukrainie, która – cokolwiek by mówić – sporo od Rosji ucierpiała.
Wszystkie komentarze
*Polska to nie Gondor tylko Rohan. Reszta jak wyżej.
Mnie ubawiło, że u Sapkowskiego "nie ma linii Łaby". Tak jak lubię sobie poczytać te felietony Szczerka, tak zawsze cierpią one na klasyczną przypadłość, którą mają studenci - wszystko im się ze wszystkim łączy, bo musi. A nie musi.
Co do samego Tolkiena to on się ręcami i nogami odżegnywał od politycznego interpretowania jego książek i że bardziej chodziło mu o sam proces industrializacji, który obserwował w Anglii.
Może tym razem warto sięgnąć do bardziej współczesnych autorów Roberta M. Wegnera, Naomi Novik czy N. K. Jemisin?