Nie byłem pewien, czy słowa te wypowiedział Wiktor Winikajtis, z którym stałem na wysokiej skarpie klasztoru nad Wigrami, czy też jakiś inny głos. Dogasała właśnie jesień 1990 roku. On – z pękiem kluczy, który zabrał ze swej stróżówki na dole, otwierając i zamykając drzwi do kościoła, eremów i katakumb, zapalając i gasząc światła, człapiąc po schodach w górę i w dół – zdążył już wypytać mnie o wszystko, co zamierzam, sprowadzając się na pogranicze. Gdy zatrzymaliśmy się na skarpie, spokojnie i na długo utkwiwszy spojrzenia we wschodnim brzegu jeziora, ja już tylko słuchałem. Czyj to był głos? Dzisiaj nie ma już pomiędzy nami „ostatniego kameduły", jak nazywaliśmy Winikajtisa, a ja w dalszym ciągu prowadzę dialog z głosem, który wtedy usłyszałem, z głosem Innego.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze