Prof. Hubert Huras - ginekolog położnik, perinatolog, konsultant wojewódzki w dziedzinie położnictwa i ginekologii, kieruje Oddziałem Klinicznego Położnictwa i Perinatologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie
Dr Wojciech Serednicki - specjalista w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii. Pracuje na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii Centrum Urazowego Medycyny Ratunkowej i Katastrof Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Konsultant wojewódzki w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A może jednak ŻYCIE JEST ŻYCIU RÓWNE. KAŻDE ŻYCIE. Może powinniśmy się od zwierzaków uczyć. Od koni, psów, wilków, zajęcy... Tych wszystkich, które straciły łapy, wzrok, sprawność, cierpiana alergie, bóle, a mimo wszystko chcą żyć, żyją i cieszą się tym życiem jakiekolwiek by ono nie było. Bo one potrafią cenić życie niezależnie od okoliczności; dla nich żyć jest zawsze lepiej niż nie żyć.
Czasami mam wrażenie, że człowiek to taki zdegenerowany zwierzak. Zwłaszcza w kontekście posiadania zdolności od czerpania radości z życia.
od chomiczyc, które zjadają młode, od macior, które przygniataja słabsze prosięta, od jeleni, które nie interesuja sie potomstwem, od kukułek, które podrzucaja jaja a wwylęgłe z nich pisklęta wyrzucają z gniazda prawowitych mieszkańców itd - tak, "uczmy się od zwierząt".
Do tego "czerpanie radości z życia" - super! Panią Ciotkę zapraszam na kilka dni na dyżur do pewnej rodziny z niepełnosprawnym dzieckiem, żeby matka mogła iść do fryzjera, załatwić parę spraw w urzędzie i odwiedzić swoją przyjaciółkę ze szkolnych lat...
W przypadku zwierząt, to przyroda decyduje, kto przeżyje. A przeżywa zazwyczaj mocniejszy organizm. W przypadku człowieka, To on sam dosyć często o tym decyduje (medycyna i tym podobnie). Wygląda na to, że coraz większy problem z płodnością gatunku ludzkiego ma coś wspólnego z jego coraz gorszym stanem biologicznym.
Co za gadanie. Bajek się naoglądałas? Zwierzęta najsłabsze ogniwa, chore, upośledzone albo zostawiają na pewną śmierć albo zjadają, żeby nie osłabiały stada...
Ciotko, niewiele wiesz o świecie zwierząt.
W naturze potomstwo jest zabijane lub porzucane na pewną śmierć, jeżeli jest chore lub matka nie ma możliwości go wykarmic albo jest w stresie.
Idealizujesz świat zwierząt w sposób infantylny.
Oj, spało się na biologii w szkole, co?
O ile życzy sobie tego rodzina. Ta być może nie chciała rozdrapywać ran.
A co z psychiką dziecka? Zastanowił się ktoś dokonując medycznych cudów?
Jeżeli będzie miało świadomość?
Odniosłam takie samo wrażenie, zwłaszcza że tam kilka razy pada (np przy okazji tomografii) zdanie, że tego "w ciąży nie można zrobić". Wygląda to tak, jakby pacjentkę leczyli przez pryzmat ciąży u wpływu na nią (a była to ciąża początkowa), a nie zdrowia i życia kobiety. To jest bardzo smutne, ale w takiej polityczno-swiatopogladowej sytuacji żyjemy. A i u nas lekarze to najczęściej gorliwi katolicy, zwłaszcza w położnictwie (widać to choćby po braku widocznych protestów środowiska lekarskiego przy całkowitym zakazie aborcji).
21 tydzień to POŁOWA ciąży, środek 2 trymestru. Ciąża początkowa to trymestr 1.
Tam nie było czego ratować.
Mózg pacjentki był martwy.
Ratowano dziecko.
Przeciągnięta tragedia rodziny.
Nie wiadomo jak teraz rozwija się ten wcześniak.
29 tydzień to strasznie daleko od tego 38-40 tygodnia
Nie wiem czy takie wcześniaki będą tak zdrowe jak urodzone w normalnym terminie.
Jaka jest jakość życia później?
Czy da się nadgonić czy jakieś poważne wady zostaną do końca życia?
Czy potem życie na lekach, kroplówkach, z niekończącymi się dializami, ograniczoną pracą mięśni?
Ratowanie życia na siłę, rozbudzanie nadziei w tej sytuacji trochę pachnie egoizmem: "zobaczmy co jeszcze".
A jakby się nie udało, to co wtedy?
Co powiedzieć bliskim po 56 dniach?
"Zrobiliśmy pół-żywy inkubator, ale się nie udało"
Powoływanie się na zwierzęta to totalna bzdura. Niedorozwinięte pisklę, takie które nie rośnie, albo dla którego nie ma wystarczająco pożywienia jest wyrzucane z gniazda. U ssaków porzucane.
Co mieli zrobić innego? Czekać spokojnie, aż matka "w pełni" umrze, a tym samym umrze i dziecko? To byłoby świadome skazywanie drugiej istoty na śmierć, lekarze (przynajmniej w teorii...) średnio sobie mogą na coś takiego pozwolić.
A dla mnie nie.
Ojciec dziecka, dziadkowie, z pewnością oczekiwali tego dziecka. Stracili żonę, córkę, udało się uratować dziecko.
Przecież jest jeszcze ojciec i cała rodzina.
Ona już NIE ŻYŁA, czego nie rozumiesz?