O plecaku przypomniałem sobie kilkadziesiąt kroków od dworca. Portfel z dokumentami, kartami i pieniędzmi, laptop, telefon, teczka z ważnymi papierami i kilka osobistych, zupełnie niemożliwych do odtworzenia przedmiotów. Wszystko zostało na półce nad moim siedzeniem.
Zawróciłem, ale dworzec był zamknięty – kiedy ostatni pociąg z Londynu przyjeżdża na stację w Oksfordzie, za wychodzącymi pasażerami zamyka się bramka z magnetycznym zamkiem. Do rana nie ma tam żywej duszy.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Jeśli ten krzyk rozpaczy najlepszych Cór i Synów Tej Ziemi, zmuszonych opuścić miłą Ojczyznę, w której nie zaznali ni życzliwości, ni zrozumienia, nie wstrząśnie sumieniem pozostałych tu jeszcze tubylców, to powiadam wam, BIADA, BIADA TEMU KRAJOWI!
O, troll ironizuje. Szacun. A jaki dowcipny nick!
Zgadzam się w 100 procentach z własnego doswiadczenia, z jednym wyjątkiem: jadąc z zachodu na wschód po przekroczeniu byłej granicy RFN-NRD wszystko nagle się zmienia, przynajmniej w stosunku do Polaków. Może jak słyszą polski akcent, bo są niestety ksenofobiczni. Uprzejmość potrafi się skończyć nawet w sieciówkach, gdzie obowiązują jednolite standardy np w Macu czy na stacji benzynowej. Smutni, drętwi ludzie.
Ja też bym zabrała tę umiejętność życia w grupie. Uprzejmość, życzliwość, brak wyraźnych podziałów międzypokoleniowych... A że ja na południu Europy, to zabrałabym jeszcze jedno - umiejętność zabawy. Puść z głośnika jakąś muzykę, a połowa kolejki do kasy zacznie podrygiwać do rytmu. Do zrobienia festynu osiedlowego wystarczy głośnik, mikrofon, ziemniaczki z masełkiem i trochę wina (wcale nie darmowego) oraz duuużo papieru / kredek / plasteliny dla najmłodszych - impreza będzie trwać do północy albo i dłużej i NIKT nie będzie narzekać, że jest głośno, nawet staruszka z balkonikiem dołączy do fiesty. I niewykluczone, że z dobrego serca dorzuci blachę ciasta do wspólnej puli, "bo tak".
Mylisz się
W większości chcą. Uczciwych, pracowitych, dobrze wykształconych, trzeźwych. Słyszę od wielu, nie tylko Anglosasów, ale i potencjalnych konkurentów do rynku pracy, jakimi są Hindusi, Pakistańczycy, Afrykanie czy Chińczycy, że Polacy są dobrymi pracownikami, lepszymi od innych. Na uczeln iach, także tych z Russel Group nie odstają od anglojęzycznych. Wręcz przeciwnie.
Problemem jest te 10%, jakie przyjechało z zamiarem życia z socjalu, a jak się uda, to z tego, co się ukradnie i drugie 10% takich, którzy i w Polsce by sobie nie poradzili, a ktoś ich namówił, że "na Zachodzie" sobie poradzą. Ci są niezadowoleni, a to przenosi się na wrogość wobec autochtonów, agresję, nadużywanie alkoholu, nieprzestrzeganie lokalnych praw i obyczajów.
W drugą stronę też to działa. Mamy w Polsce sporo expatriate'ów z UK i na ogól nie ma z nimi kłopotów. Są za to z "turystami" demolującymi krakowski rynek. I to oni wyrabiają w Polsce opinię o "Angolach". No bo kto rozpozna z inżynierze na budowie poddanego Elżbiety II. Chyba, że Szkot wystąpi w kilcie, sporranie i getrach. Ale oni to zakładają nieczęsto i tylko na swoje uroczystości. Ostatecznie "komplet" kosztuje co najmniej parę tysięcy funtów.
Bo kto z kim przystaje takim się staje.
W czasach słusznie minionych, życzliwy uśmiech i ciepły głos paraliżował nadąsane ekspedientki niczym piorun, obsługiwały w milczeniu.
Można wręcz powiedzieć, że ci sami, którzy zwalczali zbrodnicze, fanatycznie religijne i nieżyczliwe, by nie powiedzieć nietolerancyjne, podziemie, próbowali następnie przez 45 lat zaszczepić na tym nieurodzajnym gruncie życzliwy uśmiech, ale im się nie udało.
W samym Londynie co chwila jest spory, prywatny ogród - pod kluczem... i bezdomny, sączący cydr na co drugiej ulicy.
Prywatny ogród jest własnością spółdzielni a bezdomnych nikt nie atakuje.
Tylko czym się różni ogrodzone, prywatne osiedle od parku/ogrodu pod kluczem? To jest to samo myślenie.
Z resztą przysłowie Good fences make good neighbours pochodzi z Anglii... ale to w Polsce są te wredne, ogrodzone osiedla.
niestety powoli sie to zmienia na niekorzyść poprzez kontakty z cwaniaczkami ze wschodu europy (czytaj z mieszkancami krain na wschod od Odry)
Za każdym razem kiedy wracam do Polski jestem zdziwiona, że ta życzliwość jeszcze tam nie zagościła.
"Za każdym razem kiedy wracam do Polski jestem zdziwiona, że ta życzliwość jeszcze tam nie zagościła."
Nie tylko nie zagościła, jest jej tutaj coraz mniej.
To jest normalne. Prosze sie nie przejmowac. Te zadziwienia przemina, po trzech latach lub pieciu.
Moja rada jest taka, zeby zwrocic wieksza uwage na zadziwnia, ktore pozostaly dluzej. Ale te sa bardzo osobnicze, dla kazdego inne. Na tym wlasnie polega adaptacja i asymilacja z jednej strony, a z drugiej chec pozostania innym, niz lokalna reszta.
Te odzielne krany na ciepla i zimna wode sa dla mnie nie do przejscia. No nie moge sie po prostu przyzwyczaic i tyle
:-)
:-) Tak, te krany to jest nieporozumienie! Pozdrawiam!
Zawsze przypomina mi to XIX wiek.
Ciekawe jakie są przepisy any-poparzeniom w UK? Wydawałoby się że wszędzie obowiązuję zawór mieszający.
to pozostalosc z czasow, gdzie ciepla woda byla siedliskiem chorobotworczych bakterii (legionella i spolka) - w nowszych budynkach juz jest "normalnie"