Dwa dni po spaleniu Zaleszan i Wólki doszło do najokrutniejszego, mrożącego krew w żyłach aktu dramatu. Do zbrodni, która stała się symbolem represji "Burego" wymierzonych w cywilną ludność Białostocczyzny. Fragment książki Piotra Zychowicza "Skazy na pancerzach. Czarne karty epopei Żołnierzy Wyklętych".

Egzekucja w Puchałach Starych

31 stycznia 1946 roku w lesie pod wsią Puchały Stare partyzanci zamordowali z zimną krwią dwudziestu siedmiu białoruskich furmanów.

Aby opisać tę sprawę, należy się cofnąć o kilka dni, do 28 stycznia 1946 roku. Tego dnia oddział stacjonował we wsi Łozica. Traf chciał, że z całej okolicy zjechali tam akurat furmani wezwani przez władze do transportu opału. Potrzebujący podwód partyzanci zatrzymali ich około czterdziestu. Kierowali się przy tym kryterium praktycznym – wybrali chłopów, którzy mieli najlepsze wozy i najlepsze konie.
Następnie oddział załadował się na furmanki i kazał wozakom jechać w stronę Hajnówki. Tam odbył się wspomniany szturm na miasteczko i przegrana przez „Burego” potyczka z oddziałem Armii Czerwonej. Wiele wskazuje na to, że już od tego czasu partyzanci wyładowywali swoją frustrację na białoruskich furmanach.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Czym to się różni od Katynia czy od mordów na Wołyniu? Taka sama swołocz.
    już oceniałe(a)ś
    6
    0
    O każdej partyzantce można takie rzeczy napisać. Nic odkrywczego w tym, że guerilla to zawsze wojna brudna i pełna okrucieństwa. Nie tylko Wyklęci popełniali odrażające zbrodnie. W czasie okupacji leśne oddziały AK czy BCH także "wyróżniały się na tym odcinku". O mordzie oddziału Barwy Białe na grupie kilkudziesięciu żydowskich uciekinierów z KL czy o morderczym rajdzie partyzantów Brygady Wileńskiej na Litwę Kowieńską napisano już sporo. Ale czy ktoś prowadził badania nad działaniami polskich oddziałów leśnych na Zamojszczyźnie w 1943? Kiedy polskie wsie zasiedlone niemieckimi przesiedleńcami z Besarabii były palone i bezwzględnie wyrzynane przez naszych partyzantów? Wiem, że to SS Himmlera zaczęło tę krwawą jatkę, ale czy to ma uczynić mnie obojętnym na los małych dzieci palonych w chałupach czy ginących od wrzucanych przez okna granatów? A nasi herosi z głębszej przeszłości? Płk.Józef Beck opisywał we wspomnieniowej książce jak to w 1919 roku w ramach POW przyłączał kresowe ziemie do świeżo odrodzonej Rzeczpospolitej - "z ludnością miejscową prawosławną nie urządzaliśmy ceregieli. Przy najmniejszym podejrzeniu nieszczerości wieś szĺa z dymem a mieszkańcy pod nóż. Osobiście dawałem przykład moim podkomendnym". To pisał polski Minister Spraw Zagranicznych...A tym wszystkim, którym partyzantka Powstania Styczniowego kojarzy się wyłącznie ze wzniosłymi litografiami Grottgera, taki wyjątek z pamiętnika dowodcy jednego z powstańczych oddziałków - "chodził chłopek koło obozowiska naszego. Tłumaczył się, że chrust tylko zbiera, ale coś mu żle z oczu patrzyło. Kazałem powiesić."
    już oceniałe(a)ś
    5
    0