Wróciła znów na polityczną tapetę sprawa religii w szkole. Nowoczesna zaproponowała coś niewątpliwie nowego: żeby lekcje te pozostały w szkołach publicznych, ale katechetom płaciłyby Kościoły czy zainteresowane związki wyznaniowe albo też sami rodzice.

Autorzy pomysłu powołują się na badania, z których wynika, że 6 proc. Polaków chce, by fundatorami były te religijne instytucje. Prezydium Episkopatu stwierdziło jednak, że jest inaczej: rodzice i uczniowie "chcą nauki religii w szkołach w obecnej formie i na obecnych zasadach".

Zajmę się problemem od innej strony: wyników owej nauki. Sprawa jest trudna do socjologicznego zbadania, ale zdaniem bardzo wielu dydaktyka dotychczasowa bardzo, ale to bardzo zawodzi. Katecheci nie dają sobie z uczniami rady. Nie są w stanie niczego nauczyć, bo na lekcjach zamęt. Oczywiście niektórym się ta działalność udaje, ale raczej nielicznym. Wracam zatem do pomysłu nienowego, ale w nowej formie. Niech to będzie religioznawstwo. Obiektywna informacja o religiach, o których uczy się obecnie w szkołach.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Łukasz Grzymisławski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze