W mieście na granicy po zmierzchu nikt nie spaceruje. Nawet w dzień jest pusto. Na ulicach tylko tanie poobijane samochody. Trzeba tu mieć samochód. Nawet stary i poobijany.
Bo do miasta na granicy trudno skądkolwiek przyjechać i trudno z niego dokądkolwiek wyjechać. Zresztą jeździć po samym mieście też trudno. Autobusów nie ma, bo PKS zbankrutował, a dworzec autobusowy zburzono.
Po zniszczonych torach kursuje tylko rozkołysany szynobus. Trzy razy na dobę, znikąd donikąd.
Wszystkie komentarze
Nigdy nie dostrzegłam koszmarów, które opisuje autor artykułu.