Moje najwcześniejsze wspomnienia związane z tą kuchnią nie należą do najbardziej wyszukanych. Bazują (co wrażliwszych gurmandzistów proszę o zatkanie uszu) na nutelli. Co prawda jest to produkt włoskiej tradycji kulinarnej, rozsmarowywałam ją jednak na arcyfrancuskim crepe, gigantycznym, rumianym naleśniku, obłożonym hojnie plastrami bananów, kokosem, a potem złożonym w zgrabną chusteczkę.
Nutella wracała do mnie też na pajdach bagietki pojadanej na plaży - miękkiej, chrupiącej i chrzęszczącej od drobin atlantyckiego piasku. Gdy pogrzebię w pamięci, powraca też wspomnienie o cydrze i o orzechowych w aromacie dojrzewających, twardych kiełbaskach. To tak naprawdę nie była kuchnia, lecz kulinarne produkty typowe dla regionu, w którym akurat spędzaliśmy wakacje. Na północy - solone masło i maślane ciasteczka, na południu - bakłażany, cukinie, lśniące anchois, oliwki i fiołkowe landrynki.
Wszystkie komentarze