Odgłos nart lądujących po 70-metrowym skoku przypomina trzask pułapki na myszy. To tu pierwsi nieszczęśnicy łamią sobie nogi, zrywają więzadła i doznają wstrząsów mózgu

Stoimy w budce startowej, z której kilkudziesięciu straceńców po raz 75. ruszy dziś na trasę najsłynniejszego zjazdu na świecie. Pod nami lodowa ściana, bo śnieg polewają tu wodą.

Zjazd z Koguciego Grzebienia (Hahnenkamm) "Ski Racing Magazine" nazwał tańcem śmierci na ostrzu żyletki. Dla Hermanna Maiera te zawody były ważniejsze niż igrzyska olimpijskie. Witajcie w Kitzbühel!

W autobiografii któregoś z legendarnych alpejczyków - chyba Franza Klammera - Sasza wyczytał, że na sam widok przydrożnej tablicy z napisem "Kitzbühel" pytał o toaletę. Inny mistrz wspominał, że za żadne skarby nie ruszyłby na trasę, gdyby z budki startowej nie popchnął go trener.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze