Nosił garnitur i rządził od lat jak inni. Ale on wiedział od początku, o co chodzi Ludziom dla Miasta. Nie pytał: po co te klomby, ten Parking Day? Tylko: fajnie, podoba mi się

Objawili się na przedwiośniu. Zablokowali wycinkę drzew. Wyciągnęli ludzi z domów, pokazali, że coś można zrobić i wcale nie trzeba się pytać władzy.

Nie to, że wcześniej w Gorzowie nie było nikogo, kto chciałby coś zmieniać. Ale wszystko rozbijało się o jakiś mur. Z jednej strony władza, od 16 lat ta sama. Ludzie zamknięci w swoim świecie, urzędnicy bojący się wychylić. Z drugiej - nieśmiałe próby obywatelskiej aktywności gaszone w zarodku sakramentalnym: nie da się. A jednak przez ostatnie, symboliczne dziewięć miesięcy narodziła się w Gorzowie nowa klasa. Ludzie dla Miasta zdobyli władzę: siedem mandatów w radzie i fotel prezydenta.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Roman Imielski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze