Europa nie ma wyrazistego przywódcy. Ale czy rzeczywiście go potrzebuje? Na zdjęciu - szef Komisji Europejskiej José Barroso i przewodniczący Rady Europejskiej Herman Van Rompuy.
Unia Europejska znalazła się w paradoksalnej sytuacji - napisali Tomasz Bielecki i Jacek Pawlicki 15 września w ''Gazecie Wyborczej''. Paradoks polega na rozbieżności między dobrym zamierzeniem politycznym a jego rzeczywistym kształtem.
Oczekujemy zwykle, że takie zamierzenie ma w sobie ''coś'' pociągającego, co zjednoczy wokół projektu obywateli, to zaś jest zazwyczaj łączone z postaciami publicznymi niejako ''firmującymi'' owo przedsięwzięcie. W im większym stopniu postaci owe są tzw. autorytetami, tym większa grawitacyjna siła projektu, który obdarzają - w sensie dosłownym i przenośnym - swoim obliczem. Tymczasem, piszą Bielecki i Pawlicki, ''Nie ma twarzy, charyzmy ani nawet wspólnej polityki zagranicznej. A mimo to Unia jest jednym z największych i najodważniejszych projektów politycznych na świecie''. Skoro projekt ''Unia'' jest godny trwania, mimo że nie ma przywódcy, to czy idea przywództwa jest w ogóle konieczna dla (po)nowoczesnych zamierzeń ekonomiczno-polityczno-społecznych? A jeśli tak, to naturalne dotąd oczekiwanie, iż ktoś, kto jest przywódcą w życiu publicznym, będzie figurą ''charyzmatyczną'', staje pod znakiem zapytania.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze