"Nowy Franzen, niestety u nas pewnie wyda Sonia Draga, przycinając na dobrym tłumaczeniu i porządnej, spokojnej redakcji" – napisał w listopadzie 2020 r. na Facebooku Krzysztof Cieślik, który na polski tłumaczył książki m.in. Douglasa Stuarta, Hariego Kunzru, Jonathana Safrana Foera czy Paula Bowlesa. We wpisie Cieślika chodzi o innego ważnego współczesnego pisarza – Jonathana Franzena.
W Polsce książki Franzena wydaje Sonia Draga, duże wydawnictwo z Katowic, którego nazwą jest imię i nazwisko założycielki, obecnej prezeski Polskiej Izby Książki.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
+
Nie każdy tłumacz jest tłumaczem. A odnieść się do krytyki można było zdecydowanie lepszymi narzędziami niż prawny knebel.
Się ma pieniądze, się ma na pozwy.
Się miało tatę dobrze ustawionego w PRLowskim handlu zagranicznym, się ma pieniądze.
No ale zazdroscisz?
Gdybys mial ustawionych starych, nie korzystałbyś?
Proszę Ciebie ja.
Nie, nie zazdroszczę.
Wkurza mnie, że za jej sprawą "Jeder stirbt für sich allein" Hansa Fallady, po niemiecku arcydzieło, po polsku jest trzeciorzędnym gniotem.
“Nie każdy tłumacz jest tłumaczem.”
Bo nie wystarczy znać obcy język, ale także trzeba świetnie znać swój, tak aby potrafić przełożyć kontekst, i to „co autor miał na myśli”. Czasem nawet tłumaczenie może, niezależnie od tego, że oddaje sens i ducha książki, stać się dziełem samym w sobie. Przykładem może być choćby tłumaczenie „Misia Puchatka” Ireny Tuwim lub „Giaura” Adama Mickiewicza.
Powiem więcej: aby być dobrym tłumaczem trzeba znać LEPIEJ język własny (język NA KTÓRY się tłumaczy) niż język oryginału.
Ja dodałbym jeszcze np. tłumaczenia wierszy Majakowskiego przez Tuwima, które - zdaniem fachowców - są literacko znacznie lepsze od oryginałów.
W sumie właśnie to miałem na myśli, ale ująłeś to konkretniej :-)
Nie jestem co prawda Dorota Masłowska, ale potwierdzam; czytałem najpierw polskie tłumaczenia, a dopiero potem dla porównania oryginał i aż trudno uwierzyć, o ile Franzen po polsku jest słabszy.
Najlepiej czytać w oryginale, a potem zajrzeć do polskiego tłumaczenia. W wielu przypadkach tłumacz pisze nową książkę (znane z autopsji), pomija całe akapity oryginału ,a w zamian dopisuje swoje pomysły.
Pewnie, że najlepiej czytać w oryginale, ale żeby czytać w oryginale, trzeba znać język na poziomie biegłym lub niemal biegłym. Inaczej to droga przez mękę - dlatego tak ważna jest praca tłumacza. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego jest tak niedoceniana albo na przykład dlaczego wydawnictwa skąpią na proofreading.
.
Pani Sonia otrzymała "wysokie odznaczenie za osiągnięcie" którym było przełożenie książek czym przyczynia się między innymi o prestiż kraju pisarzy. Trudno uwierzyć, ażeby pracownik ambasady mógł ocenić jakość przekładu.
Dlatego istnieje w demokracji fachowiec od tego - czyli krytyk [czy zawodowy, czy samozwańczy - nie zmienia to istoty].
"Pani Sonia otrzymała "wysokie odznaczenie za osiągnięcie" którym było przełożenie książek czym przyczynia się między innymi o prestiż kraju pisarzy."
Mógłbyś(mogłabyś) "przełożyć" to zdanie na język polski ?
Sokrates by się się pytał.
I w dodatku dobry tłumacz literatury wcale nie musi biegle w mowie posługiwać się językiem, z którego tłumaczy. Jedna z naszych znamienitych tłumaczek sama przyznała, że nie lubi w tym tłumaczonym języku rozmawiać, bo mówi kiepsko.
Joseph Conrad podobno do końca życia w mowie kaleczył angielszczyznę.