Komuniści w ciągu kilkunastu lat doprowadzili w Chinach do śmierci kilkudziesięciu milionów ludzi. O ile Stalin do przemocy używał potęgi państwa, m.in. policji politycznej, Mao Zodong uciekał się do bardziej wyrafinowanych metod.

Komuniści w ciągu kilkunastu lat doprowadzili w Chinach do śmierci kilkudziesięciu milionów ludzi. O ile Stalin do przemocy używał potęgi państwa, m.in. policji politycznej,
Mao Zodong uciekał się do bardziej wyrafinowanych metod: szczuł jednych na drugich. Zmuszał wieśniaków, by zabijali sąsiadów wytypowanych przez partię jako „obszarnicy” lub „zdrajcy”. Każdy stawał się więc wspólnikiem zbrodni.

Z prof. Frankiem Dikötterem rozmawia Adam Leszczyński

Adam Leszczyński: Dlaczego najnowsza historia Chin jest tak krwawa? W swoich książkach szacuje pan na 10 mln ofiary represji po „wyzwoleniu” Chin przez Mao i reformy rolnej w latach 1949-53, 45 mln zginęło z powodu głodu w latach 1958-62... Skąd ta nieludzka brutalność? Czy jest w historii tego kraju coś wyjątkowego?
Frank Dikötter: Cały okres rządów Mao Zedonga, czyli lata 1949-76, to rzeczywiście były bardzo krwawe czasy i dlatego w tytule mojej ostatniej książki - która właśnie wyszła po
polsku - używam słowa „wyzwolenie” w cudzysłowie. W rzeczywistości mieliśmy do czynienia z podbojem, krwawym zdobyciem władzy przez komunistów. Chińczycy zresztą
doskonale zdawali sobie z tego sprawę, w odróżnieniu od bardzo wielu ludzi na Zachodzie, którzy często dawali się wprowadzić w błąd komunistycznej propagandzie. Istnieje pogląd wyznawany zwykle przez ludzi, którzy nie są sinologami, że jest coś niesłychanie krwawego w chińskiej historii, sięgając do czasów Mongołów, którzy podbili Chiny w XIII w. I że od dawien dawna dla chińskiej polityki typowe było stawianie sprawy wobec pokonanych: „Poddacie się nam albo zabijemy was wszystkich co do jednego”.
Mao zagłodził na śmierć więcej ludzi, niż liczy Polska.
- Liczby ofiar są ogromne, ale i kraj jest ogromny i niezwykle ludny. Procentowo jednak liczba ofiar jest porównywalna z innymi krwawymi reżimami, których w tamtych czasach nie brakowało, by wymienić Hitlera czy reżim bolszewicki - zaraz po rewolucji październikowej 1917 r. na terenach byłego cesarstwa rosyjskiego nastał przecież
okres nazywany „czerwonym terrorem”. Wiele horrorów mających miejsce pod rządami Lenina i Stalina nie odbiega swym okrucieństwem od tych, które wydarzyły się w Chińskiej Republice Ludowej. Pod każdą szerokością geograficzną ludzie zdolni są do niebywałej przemocy wobec bliźnich i niektóre systemy polityczne się na tym opierają.
Nie jest również tajemnicą, że w państwach rządzonych przez jedną partię przemoc jest często traktowana jako fundament władzy.
Dlaczego Mao był aż tak krwawym tyranem?
- Mówiąc najkrócej: kraj opanowany przemocą może być rządzony tylko przy użyciu przemocy. Kiedy chińscy komuniści wygrali wojnę domową, świetnie wiedzieli, że bez
niej nie utrzymają władzy. Kluczowa różnica pomiędzy Stalinem i Mao polegała na tym, że ten pierwszy, stosując przemoc - np. kiedy kolektywizował rolnictwo, mordując przy tym miliony zamożniejszych chłopów zwanych kułakami - używał do tego potęgi państwa, czyli policji politycznej. Mao stosował inne metody, znacznie bardziej wyrafinowane: szczuł jednych na drugich. W książce „Tragedia wyzwolenia” piszę, że aktem założycielskim
Chińskiej Republiki Ludowej była reforma rolna. Polegała ona na zmuszeniu większości wieśniaków, by potępili i często zabili niewielką liczbę sąsiadów wytypowanych przez
partię komunistyczną. Ludzie potępiali więc „renegatów”,  „obszarników” czy „zdrajców”, którzy wcześniej byli nierzadko wybierani na reprezentantów i przywódców wiosek i mieli w nich coś do powiedzenia. Zmuszanie większości wieśniaków do eliminowania „renegatów”, „obszarników” i „zdrajców”, a potem dzielenie ich zasobów, w tym ziemi, oznaczało, że każdy miał krew na rękach. Każdy był wspólnikiem zbrodni. Nie było powrotu.
Fiodor Dostojewski opisał taką wspólnotę zbrodni w „Biesach”, gdzie stała się ona spoiwem kółka rewolucjonistów. Czy w zbrodniach Mao jest coś szczególnie chińskiego? Typowego dla kultury Chin?
- Absolutnie nie. Mao używał innych narzędzi niż Stalin. Taktyki szczucia użył również podczas rewolucji kulturalnej (1966-70) do wymiany elit w partii. Dawny sekretarz Mao
napisał kiedyś recenzję mojej książki „Wielki Głód”. Człowiek ten miał już wtedy ponad 90 lat, został usunięty z partii po plenum w Lushan w 1959 r., na którym doszło do jedynego w historii ChRL buntu przeciw Mao. Jego zdaniem kluczowym powodem, dla którego Chińczycy tak chętnie występowali przeciwko sobie nawzajem, było to, że reżim Mao nie traktował ludzi jako ludzi, lecz jak liczby. Abstrakcję.
O Chinach pod rządami komunistów - czytaj w poniedziałkowej „AleHistorii”, dodatku do „Gazety Wyborczej". Polecamy