W kwietniu 1945 r. żołnierze dowodzonej przez gen. Stanisława Maczka 1. Dywizji Pancernej wkroczyli z Holandii do Niemiec i od razu zaczęli wyzwalać swoich. W Emslandzie, bagnistym dorzeczu rzeki Ems, u rolników i przy rekultywacji bagnisk pracowały setki polskich robotników przymusowych. W obozie jenieckim w położonym 10 km na północ od Haren Oberlangen siedziało ponad 1,7 tys. żołnierek AK z powstania warszawskiego. Kolejne tysiące to polscy więźniowie kilkunastu okolicznych obozów koncentracyjnych. Z Emslandu dywizja Maczka poszła na północny wschód, a 5 maja Polakom poddał się port wojenny Wilhelmshaven. Za dywizją ciągnęli kolejni wyzwoleni polscy rozbitkowie wojenni zwani dipisami (od displaced persons). Nie tylko z Emslandu czy okolic zajętego portu, lecz także z całych zachodnich Niemiec.
Francuscy robotnicy przymusowi zaraz po wyzwoleniu wracali do kraju, tak samo Włosi. Obywateli ZSRR, zgodnie z porozumieniem z Moskwą, alianci zamierzali zapakować do wagonów i odesłać na Wschód, gdzie czekały na nich łagry. Ale z Polakami był kłopot. Dla Kanadyjczyków i brytyjskich oficerów z zarządu wojskowego sprawujących władzę w okupowanych miastach i wioskach było jasne, że wielu nie zechce wracać do państwa rządzącego przez komunistów. Niektórzy alianccy oficerowie mieli wyrzuty sumienia wobec sojuszników i chcieli coś dla nich zrobić.
Dla Polaków w Emslandzie było coraz mniej miejsca. Ich liczba dobijała do 40 tys. i baraki dawnych obozów - w sumie dipisów zakwaterowano w 20 miejscach - wypełniły się po brzegi. Wówczas zrodził się pomysł, by Niemców z Haren wyrzucić z ich domów i oddać je Polakom. Decyzję podjęli kanadyjscy i brytyjscy dowódcy, nie pytając Londynu o zdanie.
Pierwszy konwój ciężarówek z 262 polskimi dipisami wjechał do Haren przed trzecią po południu 22 maja 1945 r., potem pojawiła się kolejna kolumna pojazdów wiozących tysiąc osób. Kilkanaście wyzwolonych z Oberlanden żołnierek z AK, które rejestrowały przybyłych, nie nadążało z robotą, racje żywnościowe błyskawicznie się skończyły, a następnego dnia przybyły kolejne transporty. W Haren schronienie znalazło wówczas ok. 4 tys. Polaków, a pierwszym polskim burmistrzem został dr Zygmunt Gałecki.
W mieście utworzono polską policję i straż pożarną, wprowadzono godzinę policyjną. Przyjechali też przedstawiciele UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration, czyli Administracji Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy), organizacji pomagającej ofiarom wojny i zajmującej się odbudową.
O polskim mieście w okupowanych Niemczech czytaj w najnowszym wydaniu "Ale Historia", dodatku do poniedziałkowej "Gazety Wyborczej"
Znajdziesz nas na Twitterze , Google+ i Instagramie
Jesteśmy też na Facebooku. Dołącz do nas i dziel się opiniami.
Czekamy na Wasze listy: listy@wyborcza.pl
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny