Marek Dyjak, Tararara
- Lepiej spłonąć, niż wyblaknąć - śpiewał kiedyś Neil Young o artystach podążających drogą, którą ma za sobą także Marek Dyjak. Wokalista, w którego biografii poza muzyką równie ważne jest to, co działo się poza sceną czy studiem nagraniowym: alkohol, niezliczone detoksy i odwyki, próba samobójcza. W jego piosenkach czuło się desperację straceńca. Gdy opowiadał o samotności, odrzuceniu, życiowej pustce, był w tym autentyzm, od którego przechodziły ciarki.
Dyjak się spalał, ale wyszedł na życiową prostą. Już nie pije, za to ciągle nagrywa. Bywa nazywany - ze względu na niezwykły, zachrypnięty głos i pozycję outsidera na scenie muzycznej - "polskim Tomem Waitsem". Takie etykiety łatwo przywierają, a przecież waitsowski klimat to tylko jeden ze składników jego muzyki. Na "Teraz" słychać piosenkę aktorską, poezję śpiewaną, jazzową balladę, knajpiane tango. Te numery wciąż kipią emocjami, choć jakby bardziej kontrolowanymi. Ale ciarki wciąż wywołują podobne.
Wszystkie komentarze