Pierwsza psychoterapia była szczątkowa. Trzy lata temu w centrum terapii nerwic. Skierowała mnie tam psychiatra. Chodzi do niej wielu policjantów. Oczywiście żaden głośno tego nie powie. Poszedłem, bo byłem wykończony, a kolega z przepracowania właśnie udaru dostał. W gabinecie usłyszałem: "Pan chyba potrzebuje sanatorium". Tak nazywamy te ośrodki. Poprosiłem, by nie kierowała mnie do Cieplic. Tam jeździ większość policjantów, a chciałem odpocząć od mojego środowiska. Przez cztery tygodnie pobytu na oddziale co tydzień spotykałem się z psychologiem. Codziennie miałem półtoragodzinną terapię grupową. Można było posłuchać, z jakimi problemami się ludzie borykają, i samemu się otworzyć. Nie wspominam tego dobrze. Przyjechałem obciążony psychicznie, a tam jeszcze ktoś mi dorzucał swoje. Wyjechałem z diagnozą "zaburzenia lękowe mieszane" i zaleceniem pójścia na psychoterapię. Nie poszedłem od razu. Jestem policyjnym produktem lat 90. Wtedy każdy musiał być wykonany ze stali hartowanej.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Mam 74 lata i jestem już emerytem. W moim życiu nigdy nie zasięgałem porad,
psychologa, a robiłem to co uważałem za słuszne. W swoim zawodowym życiu
przepracowałem 35 lat w Niemczech i to wykonując różne prace, ale nigdy też
nie pozwalałem sobie zarówno w Polsce, jak i w Niemczech, na narzucanie mi
przez kogokolwiek sposobu wykonywania mej pracy, chyba że była to sensowna
porada, która przekonywała mnie do jej akceptacji. Bardzo często miałem zaś
w ostatnich 14- tu latach mojej pracy, utarczki z kierownikiem mego działu w
Urzędzie miasta Hamburga, do spraw Sportu, który to chciał mieć wszystko
podporządkowane swemu wyłącznemu zapatrywaniu. Moim zaś przekonaniem
było: wykonuj pracę dobrze, aby niczego nie trzeba było poprawiać, ale tylko tak
jak ja sam uważam to za najlepsze rozwiązanie. Pomimo że przekonałem się po
jakimś czasie, że stosuje mobbing w stosunku do niektórych pracowników. Byłem
stanowczy w tym względzie i wykorzystywałem jego brak odpowiedzi na moje
logiczne motywowanie mego postępowania. Był często tak wyprowadzany z
równowagi że nie potrafił często przypalić sobie papierosa zapalniczką, tak
bardzo mu się trzęsły ręce. Widziałem to i czułem satysfakcję że nieradzi sobie
absolutnie z podporządkowaniem mnie, sobie. W związku z tym że praca moja
była, pracą państwową i chroniło mnie wiele paragrafów, a jego zarzuty mogły
być tylko rozpatrywane pod względem wykonywania obowiązków służbowych,
to nie miał żadnych argumentów przeciwko mnie. Trzy lata szybciej poszedł na wcześniejszą emeryturę, tak że do końca miałem już spokój. Moje nastawienie
wspierane było oczywiście, dobrym wykonywaniem mych obowiązków w pracy,
tak że nie miałem żadnych obaw w tym względzie. I to powtarzałem też mym
dzieciom, że jeśli będą swe obowiązki wypełniać sumiennie i dobrze, nikt nie
będzie miał prawa stawiać im jakichkolwiek zarzutów.
Walczcie o siebie!
W sumie to jest dla mnie przerażające w terapii - to wieloletnie uwikłanie w sesje... 3 lata po 1-2 razy w tygodniu, to można przyjąć że masz za sobą lekko 150 godzinych wizyt (koszty tu pomijam) opowiadania o sobie. Są tacy, którzy tkwią w tym przez 10 lat (zdaje się, że Agata Młynarska jest takim przypadkiem). Mam wrażenie, że po takim czasie, jak już się rozprawi z grzebaniem w dzieciństwie i wpływem rodziców na nasze pokręcone dorosłe "ja", to terapeuta staje się takim asystentem życiowym pacjenta / klienta, któremu referuje się ze szczegółami przebieg swojego tygodnia (a zrobiłem to, a jemu powiedziałem tamto itd.) i szuka w tym odniesień do pierwotnego problemu, z którym się na terapię przyszło. Może trywializuję, ale gdzie jest czas na życie bez podpórki?
Miałem dokładnie takie same obawy jak ty. Ale bardzo szybko zdałem sobie sprawę, że psychoterapia nie jest po to, żeby cię wyleczyć czy naprawić. W moim przypadku terapia dała mi narzędzia, dzięki którym radzę sobie ze swoimi demonami i uczę się akceptować rzeczy, które nie mogę zmienić. To bardzo pomaga, daje siłę i nadzieję na życie bez strachu i depresji.
Ja mając w rodzinie osobę, ktora od kilku lat korzysta z "pomocy" psychologa, zauważyłem jedna rzecz. Osoba ta nadal obwinia wszystkich dookola za swoje niepowidzenia, problemy, ale do tego stala się skrajnie egoistyczna. Zachowuje się jak osoba po ostrym praniu mózgu.
Psycholog i psychoterapeuta (certyfikowany) to nie to samo.
Ok, psychoterapeuty.
Efekt taki, że psychoteraputowany zerwał kontakty z rodziną, mimo że krzywda mu sie żadna nie działa. Wręcz przeciwnie, to psychoteraupotawany krzywdził (przed terapią, a szczególnie w trakcie) wszystkich dookoła.
Wszelkie rozmowy wyglądały jak rozmowa z osobą zmanipulowaną przez sektę odporną na wszelkie argumenty i rzeczowe rozmowy.
On się chciał zmienić, a rodzina widziała go nadal w starej roli. Na siłę próbowali mu wmówić jaki powinien być, jak się zachowywać i przekonywali, że wiedzą co jest dla niego najlepsze. Tak to wygląda z twojego opisu.
Z tego co piszesz twoja rodzina tak bardzo wchodzi mu w życie i wie co dla niego najlepsze, że próbuje na niego wpływać i wyraża świete oburzenie, że chodzi na terapię i zmienia się (nie po ich myśli).
W tym artykule były przecież odpowiedzi na Twoje pytanie. Po kilku latach (ilość jest różna) ludzie są gotowi (bardziej lub mniej - to też indywidualna sprawa) na życie "bez podpórki", jak to nazwałeś. Nie zawsze się udaje. Im się jest starszym, tym trudniejsza jest zmiana. Mój tato w wieku 78 lat zachorował na depresję - lekooporną. Z każdej terapii - jednej grupowej i trzech indywidualnych zrezygnował. W przypadku terapii indywidualnych - z reguły po trzecim spotkaniu, kiedy zaczynało się robić "nieprzyjemnie". Nie chciał wyzdrowieć, nie miał motywacji... Tak jak napisałam, różnie bywa. Choć każda z opisanych w reportażu osób miała inne doświadczenia z terapią, inne poczucie sukcesu po jej zakończeniu, to każda z tych historii napawa mimo to optymizmem.
A potem klimat w pracy, w sasiedztwie czy w polityce mamy taki jak widac, slychac i czuc. Bagno i szambo.
Naprawdę tak mamy, wszyscy?
Skąd taka opinia?
I jaka na to może być rada?
Uciec sie nie da, bo skoro to jest w nas, to zabierze się to ze sobą..
lęk dotyka wielu z nas
Sprawdzić jakie mają kwalifikacje.
To bardzo ogólna rada.
Trochę będziesz wiedział/a po rozmowie telefonicznej, gdy umawiasz się (wtedy też możesz zapytać np.w jakim nurcie pracuje, czy ma doświadczenie w pracy z problemem, który zgłaszasz) i pierwszych 1-2 spotkaniach. Jeśli pasuje ci ta osoba to umawiasz się na terapię, jeśli nie - dziękujesz.
rozmowa telefoniczna, jesli terapute nie chce opowiadac o swoim wyksztalceniu i pracy, doświadczeniu, mocnych stronach albo nie lubi tlumaczyc jak pracuje to juz bardzo wazna informacja, jesli wiesz ze masz traume to nie wybieraj psychoanaliticznego/psychodynamicznego terapeuty bo skonczysz jak ja czy ta babka ktora terapeuta "zwolnil" i retraumatyzowal...pytaj pytaj pytaj....jesli ktos ci zarzuci "brak zaufania" to tez slabo...w koncu to obca osoba. Ja mialam mega zle doswiadczenia w terapii i lecze sie z nich juz kilka lat, jestem tez na drodze do zostana terapeuta traumy i chce pracowac w taki sposob zeby nikogo nie zranic, moze nie pomoge ale nie zaszkodze a to juz mega duzo ...
Próbować do skutku.
Jeśli po 3-4 sesjach nie czujesz chemii - powiedz o tym terapeucie, sprawdź, jak zareaguje, a potem szukaj dalej.
Przy okazji, jeśli ktoś może pomóc, bardzo proszę, czas leci nieubłaganie, na końcu czeka rzeźnia;(
www.ratujemyzwierzaki.pl/kubabratbasi
Tak jest. Ponieważ "wielu policjantów nienawidzi ludzi".
Zachowania policji tego brutalnie dowodzą. Zamiast służyć tzw. obywatelom, zachowują się jak bandziory. Łamią prawo, łamią ręce, poniżają, wloką, stosują przemoc i tortury. Trzymają sztamę z gangsterską formacją Kaczyńskiego. Za to należy się policji nienawiść. Jej brak byłby oznaką choroby samych obywateli. Kto jest zdrowy na rozumie i morale, czuje słuszny gniew, czuje słuszną wściekłość na bandziorów z policji i słusznie daje temu wyraz.
nie jest to wymierny opis stanu faktycznego, badania potwierdzają trwałą, długofalową zmianę przy dobrze prowadzonej terapii psychodynamicznej
Tylko, że badania skuteczności mówią coś wręcz przeciwnego. Za to terapeuta od jakiś somatic experience to dziwadło.
Jestem na spektrum autyzmu i wielu osobom, które na nim są, terapia behawioralno-poznawcza nie tylko nie służy, ale może nawet zaszkodzić jak w moim przpadku. Nie generalizujmy w taki sposób.
Spektrum to inna para kaloszy, choćby dlatego, że problemy psychiczne w spektrum, np. depresja czy zaburzenia lękowe, to z reguły wynik prześladowania autystów przez neurotypowe otoczenie, a nie wynik nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu. Nie da się naprawić takiej sytuacji, skupiając się wyłącznie na ofierze prześladowania, na zmianie jej podejścia - bo problem leży gdzie indziej.
Świeże badania pokazują, że psychoterapeuci nie mają pojęcia o autyzmie, w większości bazują na wiedzy potocznej. To sprawia, że stosują niewłaściwe metody (opierając się na błędnych założeniach) i mogą zamiast pomagać, szkodzić swoim klientom. Niestety.
Aspekt psychosomatyki jest niesamowicie istotny. Ciało wpływa na umysł, a umysł na ciało, i podział na "zdrowie fizyczne" i "zdrowie psychiczne" od dawna nie działa. To dwie nierozerwalne, zależne od siebie rzeczy i super, że pojawiają się w psychoterapii nurty, które biorą to pod uwagę. Jeszcze tylko przydałaby się zmiana również w drugą stronę - czyli kształcenie lekarzy medycyny tak, aby brali pod uwagę również psychikę przy np. diagnozach czy leczeniu (chociaż i tak robią to już coraz częściej, bo każdy jest coraz bardziej świadomy tego, jak ogromnym zabójcą jest chociażby stres).
100% sie z toba zgodze chociaz te CBT (behawioralnao-poznawcza) nie pomaga wystarczajaco osobom z trauma przywiazania czy CPTSD. osoby ktore mialy np ojca alkoholika niestety czesto ctpsd maja...
nie masz pojecia to sie nie wypowiadzaj! Somatic Experiencing to jest swietna praca z cialem gdy doznasz traumy szokowej (np wypadek samochodowy). Przeczytaj badania!!!jej tworca jest mega znanym specjalista tylko w polsce, jak nie znasz angielskiego, to o tym wiele nie przeczytasz. Sprawy jak np lek przed lataniem samolotem mozesz rozwiazac na kilku sesjach. (przypadek o ktorym uslyszalam w weekend od mojej kolezanki terapeutki)poczytaj np bassel van den kolk a potem pisz glupoty!
wielu osobom pomaga, więc nie generalizujmy
nie zgodzę się
Feminatywy tylko dziwne: psychiatrka - psychiatra
Skoro koncówka zawodu to -a, to lepiej brzmi: psychiatra - psychiatr :)
No język polski akurat tak nie działa.
Już sobie wyobrażam, że ktoś w rozmowie z dziennikarką mówi "psychiatrka". Czuć ściemę.
Może psychiatryczka (kobieta)...w takim razie mężczyzna to psychiatryk
na codzień używam słowa psycholożka, terapeutka, psychiatria. Gdyby mnie ktoś zapytał, to opowiedzialabym o lekarce, jako o psychiatrce, dermatolożce itd. A w pracy współpracuję z prawniczką, urzędniczką czy psycholożką.
No jak, przecież z DZIENNIKARZEM, nawet jak jest kobietą
Są rzeczowniki kończące się na a, które są rodzaju męskiego - tak jak psychiatra, sędzia.