Kawiarnia nazywa się Kastro, czyli zamek, i wygląda jak tania, źle wyskalowana imitacja średniowiecznej twierdzy. Wokół niej wije się sztuczna minifosa, a na betonowej, podświetlonej wieży przyczepiona do wysokiego masztu powiewa duża, biało-niebieska grecka flaga. Poniżej nieco mniejsza, żółta flaga Kościoła Grecji. Widać je obie z centralnego placu Feres, 8-tysięcznej mieściny, kilometr na lewo od kawiarni, oraz z miejsca kilometr na prawo, gdzie kończy się Grecja, a zaczyna Turcja. Granicą jest rzeka Ewros – największa na Bałkanach po Dunaju. Szeroka, wartka, kręta i dzika – jej wody zasilają okoliczne pola i sady. Przetwory z miejscowych jabłek i cierpkiej aronii to smakołyki, które w Kastro serwuje się turystom. Najliczniejsi są ornitolodzy, bo delta rzeki to dla nich raj. Przyjeżdżają z całego świata, by na gigantycznych mokradłach oglądać flamingi, pelikany, czaple, czarne i białe bociany, orły bieliki. Zaraz po ornitologach są lokalni rolnicy. W normalnych czasach, gdy Grecji nie grozi „inwazja nielegałów”, wpadają z żonami na kawę, tsipouro, słodki deser. Ale teraz czasy są wyjątkowe, więc żony zostają w domach, a mężowie zbierają się co wieczór i ustalają logistykę.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Rozumiem, że tobie nie chce się pracować i nie masz za bardzo ochoty na rozmnażanie, ale na dłuższą metę to ci dobrze zrobi.
Może na Słowacji, np w Koszycach? Kolejne osiedle z cyklu Lunik. Są Luniki od 1-9 to może i 10 by się tam wcisnęło?
My tzn. kto? Polacy?
Migrantów i uchodźców witamy.
Tyś widział "uchodźcę"...
Osoby eksportowane z terenu Turcji przez Erdogana nie są uchodźcami