Mojego Ojca, Leona Tadeusza Eichelbergera, niestety nie poznałem. Zginął trzy miesiące przed moim przyjściem na świat, w dniu swoich trzydziestych szóstych urodzin. Przystojny, jak na tamte czasy wysoki (182 cm), świetnie zbudowany blondyn o niebieskich oczach. Do szpiku kości zdrowe, dobrze odkarmione dziecko tuligłowskich ogrodów, stepów, ruczajów, obór i kurników.
Według opisu Matki: dusza każdego towarzystwa, dowcipny, oczytany, zafascynowany religijnością Orientu, refleksyjny, wszechstronnie wysportowany, odważny, troskliwy, serdeczny, wesoły, dowcipny.
Wszystkie komentarze
A co jest kuriozalnego w tym tekście?
Kuriozalne jest twierdzenie, że Niemcy wpisali ojca na volkslistę - bez jego wiedzy...
To przecież tekst o tym, jak autor, jako dziecko zastępował nieobecność bardzo ważnej osoby własną wyobraźnią, jak idealizował nieobecnego ojca, kreował na bohatera, bo to ważne dla dziecka, dorastającego chłopca. Jeśli nawet pomylił się w kwestii tej volkslisty - jakie to ma znaczenie? Siłą rzeczy, nie opisuje tu realnego ojca, tylko własne wyobrażenia o nim.