Mam takie same przywileje i zarobki jak holenderscy lekarze. Dobrze zarabiam, płacę najwyższe podatki. Ale na starość chciałbym stąd wyjechać
Polki na plantacji żonkili. Okolice Lisse, 2008 r.
Jeśli wierzyć Geertowi Wildersowi, populistycznemu holenderskiemu politykowi, Polacy to banda pijanych, naćpanych i niedomytych analfabetów, z którymi nie można się porozumieć w żadnym języku poza ich własnym, szeleszczącym. Zdezelowanymi autami pędzą jak wariaci po autostradach, nie płacą za parkowanie, żywią się rybami odławianymi w jeziorach i kanałach, śmiecą i hałasują.
Wschodnioeuropejska hołota.
Jeśli wierzyć statystykom, Polacy przyczyniają się do wzrostu holenderskiego PKB o 0,3 proc. rocznie. Tylko w 2011 r. zapłacili 3 mld euro podatków. To więcej, niż rząd Holandii wydał na rolnictwo. Pracują dużo, wymagają mało, rzadko korzystają ze zwolnień lekarskich. Chcą zarobić pieniądze i wracać do domu.
Wszystkie komentarze