Wybranie Gabriela Narutowicza 6 grudnia 1922 r. na prezydenta Rzeczypospolitej przez Zgromadzenie Narodowe było zaskoczeniem dla samych głosujących

Początkowo wydawał się kandydatem bez szans, nie był znany, nie stało za nim żadne liczące się środowisko polityczne, a w pierwszej turze otrzymał zaledwie 11 proc. głosów, podczas gdy wysunięty przez prawicę hrabia Maurycy Zamoyski ponad 40 proc. i wydawał się niemal pewniakiem.

Arytmetyka wyborcza sprawiła, że prawica miała zbyt mało głosów, a arystokratyczny kandydat okazał się jednak nie do przełknięcia dla chłopów, lewicy, mniejszości narodowych. Ten klincz otworzył drogę do prezydentury Narutowicza, który mógł być mężem opatrznościowym polskiej polityki – umiarkowany państwowiec, profesor szwajcarskiego uniwersytetu z międzynarodowymi kontaktami, a jednocześnie patriota żyjący w kulcie powstania styczniowego, z otwartą głową i – jak przyznawali wszyscy, którzy go znali – ujmujący człowiek.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Kleptokratia (z greckiego) rządzi teraz Polską. Jest to sromotny pech dla Polaków, bo sami ją wybrali! Daleko PiS tym swojskim angażowaniem ”miernych, biernych ale wiernych” nie ujedzie! A ich nienawiść jest zabójcza!!!
    już oceniałe(a)ś
    1
    0