Pomoc mieszkańców Pruszkowa i okolic dla tych, którzy zapłacili za powstanie warszawskie, była mobilizacją, jakiej dotychczas w Polsce nie znaliśmy - mówi Małgorzata Bojanowska, dyrektorka muzeum niemieckiego obozu przejściowego Dulag 121.

PIOTR GŁUCHOWSKI: Czy można powiedzieć, że kat powstania warszawskiego generał Erich von dem Bach-Zelewski okazał się zarazem dobrodziejem warszawskich cywilów, skoro zmienił ustny rozkaz Hitlera nakazujący całkowitą ich eksterminację na decyzję o wysiedleniu do obozu przejściowego (Durchgangslager) w Pruszkowie?

MAŁGORZATA BOJANOWSKA: Nie można tak powiedzieć ze względu na motywację von dem Bacha, która nie miała nic wspólnego z humanitaryzmem. Jako doświadczony wyższy dowódca SS i policji, mający za sobą kilkanaście akcji eksterminacyjnych na Wschodzie wiedział, że wymordowanie wszystkich warszawiaków łącznie z dziećmi będzie kosztowało mnóstwo amunicji, a wojsko niemieckie będzie się jeszcze głębiej demoralizować.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Anna Gamdzyk-Chełmińska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Znam to z opowieści mojej rodziny. Dwóch braci mojej babci powstanie warszawskie zastało w Warszawie. Po upadku powstania, zostali wysiedleni, zmierzali do obozu w Pruszkowie. Jeden z nich był słaby, szedł powoli, został zastrzelony przez Niemca i do obozu nie dotarł. Drugi z nich dotarł do obozu i został z niego wyciągnięty, mówiło się, że przez zaprzyjaźnioną pielęgniarkę. Bratowa mojej babci mieszkała na stałe w Pruszkowie. U niej w domu zainstalowano maksymalną ilość piętrowych łóżek. W tym domu zajmowano się wyciągniętymi więźniami z obozu. Tu trafił również bratanek babci. Przeżył, zmarł dopiero w roku 1971.
    W domu cioci były wszy, ale uratowano mnóstwo ludzi. Przez dom ciotki przewinęło się wielu ludzi wyciągniętych z obozu. Oczywiście ciocia dała również schronienie całej rodzinie, która została wysiedlona zarówno z Warszawy jak i Legionowa. Mieszkańcy Legionowa zostali wysiedleni po nieudanym, trwającym dosłownie kilka dni powstaniu w Legionowie, które wybuchło razem z powstaniem warszawskim 1 sierpnia 1944. O powstaniu w Legionowie można poczytać w Internecie. jednym z przywódców był Zygmunt Klejment, syn sąsiadki mojej babci. Zginął pierwszego lub następnego dnia powstania w Legionowie. Po upadku tego powstania, całe Legionowo zostało wysiedlone. Moja babcia z rodziną przeniosła się do bratowej do Pruszkowa.
    Moje obie ciotki, mieszkanki Pruszkowa (córki brata babci, już nie żyją) były aktywnymi członkiniami szarych szeregów i bardzo aktywnie działały w konspiracji.
    już oceniałe(a)ś
    23
    0
    Mój dziadek jako inżynier został wyselekcjonowany i rozdzielony z rodziną, podobnie jego szwagier. Szczęśliwie, z jakiegoś powodu jeden z wyższych oficerów niemieckich wzruszył się widokiem mojej ciotki, która miała wtedy kilka miesięcy i nie tylko, że przyprowadził dziadka że szwagrem, ale też wywiózł samochodem całą rodzinę poza miasto. Ten oficer wcześniej służył w zachodniej Europie i był zszokowany tym co zobaczył w Warszawie. Miał małą córkę, w wieku mojej ciotki. W podziękowaniu za ratunek dostał srebrny ryngraf siedmioletniego wówczas mojego taty. Niestety nie znamy jego nazwiska. Był z Bawarii.
    @zgredka43
    To się działo jeszcze w Warszawie, w kościele, do którego zagnano ludność cywilną.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    5 wrzesnia 44 wypędzono mieszkańców podwarszawskiej Zielonki. Moj dziadek, babcia, ojciec (wówczas nastolatek) wraz z towarzyszącą kozą udali się w kolumnie wypędzonych w stronę Dulagu 121. Na szczęście Niemcy przekazali kolumnę Węgrom. Ci przymykali oczy na osoby opuszczające kolumnę i kierujące się do otaczających zabudowań. W taki sposób moja rodzina ocalała i parę dni później, po wejściu Rosjan, mogła wrócić do domu (niestety, trafionego pociskiem artyleryjskim).
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    Poczytajcie co w obozie koncentracyjnym w Jasenovacu robiła załoga. Wszyscy to mnisi franciszkańscy.
    już oceniałe(a)ś
    4
    13
    zakonnice oszukiwaly Niemcow ,i to sie moze Tuskowi niepodobac
    @Patryk200502
    wystarczy ze tobie odwaliło i oby tak zostało.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0