Dziesięć lat temu wrażenie wywarł na mnie film „Oczyszczenie" w reżyserii Antti Jokinena. Od razu postanowiłem przeczytać powieść estońsko-fińskiej pisarki Sofii Oksanen, na której oparto scenariusz. Mijały lata i wciąż nie znajdowałem na to czasu, aż ostatnio wziąłem się na sposób: postanowiłem przeczytać ją w metrze.
Lektura podzielonej na 30 przejazdów powieści wciąga. Każdego dnia wyczekiwałem, kiedy wsiądę do wagonu, by nie bacząc na tłok, przenieść się do Estonii. Tej powojennej, poddawanej stalinowskiej inżynierii społecznej. I tej z lat 90. XX w., a więc już niepodległej, lecz biednej i próbującej zagoić rany po bolesnej przeszłości.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Wniosek mój taki, że rosja i rosjanie nie zmieniają się, nie cywilizują się. Jedynie zewnętrznie upodobniają się do Europejczyków.
Czy to 100, 200 lat temu czy dziś, oni są tacy sami. Tak samo pozbawieni empatii, moralności, humanizmu. Te same straszne, zwyrodniałe, antyludzkie metody podporządkowywania sobie różnych społeczeństw.
Nie mam wątpliwości, że gdyby udało im się zająć Ukrainę tak, jak chcieli, to akcja Przybój już by trwała. Robili tak na każdym zajętym terenie, choć tempo w Estonii było kosmiczne.
I oni dziwią się, że my ich nie lubimy. I to jest łagodne określenie, bo ja mam znacznie gorsze wobec nich uczucia, choć do wybuchu wojny byli mi właściwie obojętni. Niewiele o rosji wiedziałam, pewnie dlatego.