W pierwszych latach II wojny światowej sen z powiek niemieckiemu aparatowi bezpieczeństwa w Protektoracie Czech i Moraw spędzała niewielka, ale prężnie działająca czeska konspiracja. Szczególnie mocno zalazło im za skórę trzech oficerów.

Trzynastego maja 1941 r. o godz. 19 funkcjonariusze gestapo zadzwonili do drzwi mieszkania w bloku czynszowym przy ulicy Pod Terebkou 19 w praskiej dzielnicy Nusle. Odpowiedziała im cisza, czekali jednak cierpliwie, obserwując klatkę schodową. Po kwadransie z lokalu wyszedł postawny czterdziestokilkulatek. Najwyraźniej nie był zaskoczony, bo na rozkaz „Hände hoch!”, zamiast podnieść w górę ręce, wyciągnął pistolet i zaczął strzelać. Jeden z Niemców upadł raniony w brzuch; pozostali odpowiedzieli ogniem. Trafiony mężczyzna zwalił się w dół schodów, łamiąc sobie przy upadku nogę. Odwieziono go do lazaretu SS w pobliskim Podoli. Mimo obrażeń przeżył, choć z pewnością wolałby zginąć na miejscu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    <<< Nie bez wyraźnego szacunku Niemcy mówili o nich: Heilige Drei Könige – „trzej królowie”. Ich brawura była wręcz legendarna. Szczególne upodobanie do ryzyka zdradzał trzydziestokilkuletni Moravek. Przychodząc na konspiracyjne spotkania w parkach lub na ulicach, miał zwyczaj wyciągać z kieszeni westernowym gestem dwa odbezpieczone pistolety i, dmuchając w ich lufy, gwizdać na powitanie. Założył się też kiedyś z kolegami, że poprosi na ulicy o ogień jednego z komisarzy Gestapo zajmujących się zwalczaniem podziemia i wygrał zakład. >>>

    Hmmm, szczerze powiedziawszy, z lektury artykułu mogłoby się wydawać że to były największe ich osiągnięcia; z punktu widzenia konspiracyjnego zresztą wybitnie absurdalne. W tekście można wyczytać że "legendarna brawura" przejawiała się głównie w tym, że jego bohaterowie kilka razy skutecznie uciekli jak próbowano ich złapać, a wcześniej i tak dali się złapać za nos podwójnemu agentowi, który za ich pośrednictwem nadawał do Londynu fałszywe informacje... Wymagałoby to pewnego uzupełnienia, bo to jednak byłaby ocena niesprawiedliwa. Jakkolwiek czeski ruch oporu, przede wszystkim z braku poparcia społecznego, do 1944 był faktycznie dość rachityczny (dość powiedzieć, że do trzymania go w ryzach w zasadzie wystarczała własna czeska policja Protektoratu Czech i Moraw, nadzorowana jedynie przez niezbyt licznych Niemców, którzy sami wkraczali do akcji tylko w wyjątkowo ważnych przypadkach), to miewał realne dokonania. Przede wszystkim chodziło o działalność wywiadowczą (informacje o pracy czeskich zakładów zbrojeniowych dla Niemców i o transportach wojskowych, uzyskiwane nie tylko od Czechów, lecz i m.in. od sowieckich rezydentów, którzy aż do polowy 1941 przebywali w Protektoracie legalnie), ale też bojownicy z opisanej organizacji - mniej lub bardziej skutecznie - podkładali bomby, w tym nawet co najmniej raz w Berlinie.

    Btw. ciekawa jest postać owego "brawurowego" Vaclava Moravka, który był postacią cokolwiek westernową ;-). Był nie tylko przedwojennym kilkukrotnym mistrzem w strzelectwie z pistoletu (podczas okupacji zawsze nosił ze sobą dwie lub trzy sztuki broni krótkiej z dużą ilością amunicji i nie wahał się jej używać), ale też głęboko wierzącym członkiem ewangelickiego Kościoła Braci Czeskich, nigdy nie rozstającym się z kieszonkową Biblią. Zyskał sobie przez to przydomek "Pobożny rewolwerowiec", a sam podobno zwykł mawiać: "Wierzę tylko w Boga i mój pistolet" :-D Owym poproszonym przez niego o ogień gestapowcem (nb. nie na ulicy, a w jednej z praskich gospód) był Oskar Fleischer, zwany "rzeźnikiem Pragi"; może nieco na wyrost, bo w porównaniu ze swoimi kolegami pracującymi w Polsce był raczej dobrotliwym wujaszkiem, tym niemniej po wojnie był poszukiwany (bezskutecznie) za zbrodnie wojenne. Moravek nie omieszkał go potem zawiadomić grzecznym liścikiem kim był; nabijał się z niego także w inny sposób, m.in. gdy policja skonfiskowała mu w konspiracyjnym mieszkaniu zimowe palto, wysłał Fleischerowi pocztówkę z informacją, że w związku z tym zmuszony jest emigrować do Afryki (było to w okresie ciężkich walk Aliantów z Afrika Korps). Nic dziwnego, że jest wdzięczną postacią w czeskich filmach i komiksach ;-)
    @kapitan.kirk
    Nie na wyrost, bo "Fleicher" to po niemiecku rzeźnik ;-)
    już oceniałe(a)ś
    5
    0
    @kapitan.kirk
    tak mi sie przypomnialo... w 1992 roku bylem pare dni w Tatrach w (wtedy jeszcze) Czechoslowacji

    tam bylo takie schronisko nad stawem w gorach - Chata Kapitana Moravka

    czy to o tego kapitana chodzi?
    pewnie nie, bo to jednak Slowacja no i on wspolpracowal z pro-zachodnim wywiadem...
    ale tez nie wiem w ktorym roku nadano schronisku to imie - moze juz po 1989?

    tak pytam - moze ktos bedzie wiedzial
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    @yogi&ranger
    To schronisko jest akurat nazwowo od Sztefana Moravki, w czasach wojny kapitana słowackiej straży granicznej, który w pewnym momencie przeszedł na stronę harnasiów i założył dosyć rzutki oddział partyzancki Vysoké Tatry (jakże trudno to przetłumaczyć na polski...), na czele którego poległ w walce z Niemcami. W latach CSRS był lansowany jako antyfaszystowski bohater narodowy i nie bez słuszności, choć już tam wiele się nie zdążył nabohaterować.
    już oceniałe(a)ś
    3
    1
    @kapitan.kirk
    Aha dziekuje
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    Zdecymowała czy może po prostu zdziesiątkowała?
    @zlyzly
    Nie wymagajmy zbyt wiele od tłumaczy automatycznych.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0