Zofia Szlenkierówna zawodu uczyła się w Londynie, w szkole założonej przez słynną Florence Nightingale. Po latach dostała medal jej imienia - najwyższe wyróżnienie dla pielęgniarki przyznawane przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż.

Ich losy miały wiele wspólnego – obie pochodziły z bardzo zamożnych rodzin i wychowywały się w luksusowych warunkach. Zofia Regina Szlenkierówna (1882-1939) – w okazałym warszawskim pałacu Szlenkierów przy pl. Dąbrowskiego, gdzie dziś siedzibę ma ambasada Włoch. Florence Nightingale (1820-1910) w ogromnej posiadłości Embley Park w Hampshire, gdzie działa obecnie szkoła.

Nightingale, która jest uważana za twórczynię nowoczesnego pielęgniarstwa, znała cztery języki i miała zdolności matematyczne (jej pasją była statystyka) i literackie, o czym świadczą jej listy z młodzieńczych podróży. Szlenkierówna mówiła biegle po angielsku i francusku, znała łacinę, pięknie grała na fortepianie, a rysunku uczył ją malarz Wojciech Gerson.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Dziękuję. Czytałam z przjemnością.
    już oceniałe(a)ś
    12
    0
    Czytając artykuł, stanęły mi przed oczami opowiadania mojej mamy.
    W dniu 6 sierpnia 1944 mama, która towarzyszyła swojej siostrze (była po operacji brzucha z powodu ran odłamkami bomb), stała przy noszach siostry wśród tej setki chorych wyniesionych ze szpitala na dziedziniec oczekując na rozstrzał. Jeden z Niemców spytał ją dlaczego nie poszła z resztą chorych i personelem do szpitala na Płocką, odpowiedziała, że nie może zostawić chorej siostry. Po chwili zastanowienia skinął ręką do mężczyzn stojących opodal i pokazał, żeby wynieśli nosze z chorą i w ten sposób cudem uratowała się moja mama i jej siostra.
    Potem nastąpił dalszy ciąg gehenny Powstania Warszawskiego na Woli. Przeżyli wszyscy moi krewni, Dziadkowie, ich obie córki (najstarsza, moja mama i ciotka) oraz ich brat (mój wujek).
    Ja, po wojnie, też urodziłam się na Woli (w przedwojennym mieszkaniu dziadków) i pamiętam ją z dzieciństwa strasznie zburzoną, długo chodziło się ulicami pomiędzy gruzami.
    już oceniałe(a)ś
    3
    0
    "W 1946 r. został przeniesiony do budynku dawnej ubezpieczalni u zbiegu Działdowskiej i Wolskiej. Dziś mieści się tam filia Dziecięcego Szpitala Klinicznego" nic tam się nie mieści podobnie jak w budynku po szpitalu na Litewskiej -od lat stoją puste. No ale wisocznie WUM nie ma ci robić z pieniędzmi tak jest bogaty.
    @who_cares
    Nie tylko te dwie placówki kliniczne nie są... zagospodarowane. Wystarczy zajrzeć do innych "szpitali klinicznych", a widać w jakim są stanie... Aż dziw, że w takich warunkach są kształceni przyszli lekarze i reprezentują sobą światowy poziom.
    No cóż lepiej "dofinansować" tubę propagandową niż zwiększyć nakłady na tzw."służbę zdrowia"...
    Czy to się zmieni...
    już oceniałe(a)ś
    1
    0