Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne
Monika Milewska
słowo/obraz terytoria

Ludwik Kapet, znany też jako Ludwik XVI, król Francji, próbował swoją śmierć na szafocie upodobnić do ofiary Chrystusa. „Jestem gotów umrzeć za mój lud” – miał powiedzieć na wieść o wyroku. Jego ubranie, nabite na pikę, rzucono w ręce tłumu obserwującego egzekucję. Zostało rozerwane na strzępy. Rewolucjoniści szybko dostrzegli biblijne konotacje i postanowili je zneutralizować, głosząc, że jeśli ktoś wziął kawałek ubrania króla, to tylko po to, by pokazywać wnukom kawałek sukna, w którym zginął tyran. Z relikwiami Ludwika poszło im gorzej: katowscy pomagierzy rozprowadzali pakieciki jego włosów, a sam kat przekazał tłumowi cebrzyk królewskiej krwi, którą potem iluminowano święte obrazki. Dlatego przy egzekucji „wdowy Kapet” zadbano już, by krew Marii Antoniny do ludu nie wyciekła.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze