Strzykawki zbliżone do dzisiejszych w połowie XIX w. wynaleźli niezależnie od siebie dwaj lekarze - Francuz i Szkot. Były podobne: składały się z rurki, tłoka i igły. I to właśnie ona - zaostrzona na końcu - okazała się kluczem do sukcesu. Chodziło bowiem o to, by podać lek przez skórę, nie rozcinając jej.

Charles Gabriel Pravaz, który prowadził w Paryżu Instytut Ortopedyczny, swoją strzykawkę wynalazł przy okazji prowadzonych w 1853 r. prób leczenia tętniaków. Ćwiczył na zwierzętach – wstrzykiwał im do rozszerzonych tętnic chlorek żelazowy, aby spowodować powstanie skrzepu. Metoda okazała się nieskuteczna, ale sprawdził się przyrząd: srebrna strzykawka ze skórzanym tłokiem i nakrętką motylkową. Obracając nią, lekarz mógł precyzyjnie dawkować podawany lek. Na końcu strzykawki była wydrążona w środku igła o przekroju trójkątnym. Dzięki ukośnemu ścięciu łatwo przebijała skórę.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Agata Żelazowska poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Dziwne trochę - w jaki sposób przebiegało zakażenie między pacjentami w przypadku bezigłowego zastrzyku??
    @speedy_nowy_nick
    Też zastanawiam się nad tym.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0
    @speedy_nowy_nick
    ten "pistolet" trzeba było jednak bardzo silnie przycisnąć do skóry, a przy tym wstrzykiwany pod ciśnieniem płyn też jednak skórę przebijał. Myślę, że mikroskopijne ilości naskórka lub krwi mogły wystarczyć do zakażenia.
    już oceniałe(a)ś
    1
    0