21 grudnia 1970 r. prezydent Richard Nixon przyjął Elvisa Presleya. Spotkanie, które przez dwa lata udawało się zachować w tajemnicy, uchodzi za jedno z najdziwniejszych w historii Białego Domu.

W moim gabinecie zadzwonił telefon. Podniosłem słuchawkę i usłyszałem: "Król tu jest". "Jaki król?!" - zapytałem. Prezydent nie miał w planach spotkania z żadnym królem! Bo to król rocka and rolla Elvis Presley. Dał mi list i powiedział, że chciałby się widzieć z prezydentem. Był 21 grudnia 1970 r. Dzwonił Dwight Chapin, jeden z pracowników Białego Domu i mój przyjaciel. Robiliśmy sobie wówczas z kolegami różne żarty, pomyślałem więc, że w tym tygodniu padło na mnie. Jednak to nie był żart - wspominał Egil Bud Krogh, wtedy zastępca szefa biura spraw wewnętrznych Białego Domu.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze
    "Drogi Panie Prezydencie, zacznę od tego, że się przedstawię. Nazywam się Elvis Presley, podziwiam Pana i mam wielki szacunek dla Pańskiego biura. " Chyba urzędu, a nie biura (your office?) ?
    @niehombrasek Chodziło o biurko. To z odznakami i broszkami
    już oceniałe(a)ś
    12
    1
    @niehombrasek może chodziło o wykładziny, tapety i obrazy xD Raczej nie podziwiał obsady tego biura ;)
    już oceniałe(a)ś
    1
    0
    @niehombrasek tak, chodzilo o urzad
    już oceniałe(a)ś
    0
    0