Józef Piłsudski wierzył w moce nadprzyrodzone, parapsychologię, telepatię i tego typu sprawy. Na szczęście podczas Bitwy Warszawskiej bardziej zaufał swoim talentom wojskowym i zdolnościom szefa sztabu gen. Tadeusza Rozwadowskiego, a przede wszystkim męstwu żołnierzy, bo kto wie, jak na wsparciu duchów wyszlibyśmy w tym starciu.

A że w duchy wierzył, to pewne, bo przecież nie pisałby: Gdybyście państwo wiedzieli, co się działo w Belwederze!... to ja tam przez cztery lata nigdy światła nie gasiłem, spałem przy lampie. Dlaczego? Cóż się tam działo? Stale, co wieczora, gdym się położył, słyszałem wyraźne kroki dokoła mojego łóżka, ku oknu i z powrotem. Po tym zaczynało się stukanie w szklane naczynie z owocami, w klosz lampki elektrycznej... Jednym słowem cała seria dźwięków niemożliwych do wytłumaczenia. Jednego się zawsze obawiałem: żeby to "coś" mnie nie dotknęło - dlatego paliłem światło. Tuż za sypialnią boczne schodki prowadziły na strych; otóż tam stale nocami odbywała się jakaś niesłychana szamotanina, kroki wielu ludzi, jakby przesuwanie ciężkich mebli... Byłem pewien, że to służba jakieś spóźnione czynności spełnia. Dopiero po opuszczeniu Belwederu dowiedziałem się, że służba nigdy nie używała ani tych schodów (bo miała inne, dogodniejsze), ani tej części strychu .

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Więcej
    Komentarze