600 tys. zł na łapanie deszczu przeznacza w tym roku miasto Wrocław. Dosłownie na łapanie deszczu. To jest pula dotacji na elementy systemu deszczowego, montaż, wykonanie robót (w tym ziemnych) oraz odtworzenie nawierzchni po zakończeniu robót.
Po te pieniądze mogą sięgnąć osoby fizyczne, wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe. Dotacja pokryje 80 proc. wydatków na instalację – do 5 tys. zł dla osób fizycznych oraz do 10 tys. zł dla wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych.
Ten program – pod nazwą Złap Deszcz – jest prowadzony już od 2019 roku. Od tego czasu, dzięki tym środkom, pojawiło się w mieście 456 naziemnych zbiorników przyrynnowych, 196 podziemnych zbiorników na wody opadowe wraz z instalacją, 20 studni chłonnych i muld, 22 ogrody deszczowe, a nawet jeden zielony dach.
Woda opadowa świetnie nadaje się do podlewania ogrodu i roślin domowych. Do kogo nie przemawiają argumenty ekologiczne, zobaczy różnicę w portfelu, bo woda, którą się złapie, jest za darmo. Jedyny wydatek, ale za to jednorazowy, to system do łapania. W praktyce wystarczy jednak jakikolwiek zbiornik ustawiony pod rynną.
Łapanie wody to jedna z pierwszych wskazówek w poradnikach na temat zrównoważonego ogrodu. Ale jest ich więcej. Często dotyczą nie tylko tego, jak i czym traktować taki ogród, ale też roślin, jakie powinny w nim rosnąć. Wypielęgnowany trawnik może i ładnie wygląda, choć to kwestia gustu, ale z bioróżnorodnością nie ma nic wspólnego. A poza tym sam się nie wypielęgnuje, trzeba na to poświęcić czas, środki i energię. Do tego latem, w okresach dłuższej suszy, wymaga dość intensywnego podlewania chyba, że pogodzimy się z tym, że w pewnym momencie staje się wysuszonym plackiem.
Inaczej jest z trawnikami bez koszenia, które są bardziej odporne na suszę i wymagają mniej podlewania. W pewnym sensie są to dzikie murawy, choć jednak rosną w kontrolowany sposób. Co można tam mieć? To może być mieszanka rodzimych traw, kwiatów i innych roślin. Mogą tam się znaleźć np. bluszczyk kurdybanek czy stokrotki.
To już jest jakiś poziom bioróżnorodności, w takim miejscu np. owady zapylające mają co robić. Poprawia się też stan gleby, bo to jednak nie jest trawnikowa monokultura. „Dlaczego więc nie rozważyć przyłączenia się do zielonej rewolucji i pozwolić trawnikowi oszaleć?" – można przeczytać na stronie internetowej organizacji Sustainable Gardening Australia. Tam zmiany klimatu są jeszcze bardziej dotkliwe niż u nas. Ale i my znamy przecież długie okresy suszy i fale upałów.
Tak, na tak utrzymanym trawniku – trzymajmy się tego słowa – znajdą dla siebie miejsce również chwasty. Dlaczego nie? Spójrzmy na nie przychylniejszym okiem! Teraz pojawia się nawet szczególnie dobra okazja, bo 28 marca, jak co roku, obchodzony jest Światowy Dzień Doceniania Chwastów.
– Powinniśmy pamiętać o tym, że chwasty żyjąc z nami tak blisko od setek lat, często były także błogosławieństwem. To właśnie chwasty były pierwszymi uprawami, pierwszymi lekarstwami, to z nich wreszcie przygotowywano wiele potraw. Daleko nie szukając: zupa szczawiowa, sałatka z młodych pokrzyw czy mniszków, a przykładów można by podać jeszcze bardzo wiele. Na korzyść chwastów przemawia jeszcze trybula leśna, która stała się modną ozdobą wiosennych wesel czy materiał wymyślony przez George’a de Mestrala w 1941 – Velcro. To zarejestrowany znak towarowy dla tkaniny określanej popularnie jako rzep, dla której powstania inspiracją były owocostany łopianu – opowiada prof. Zuzanna Sawinska z Katedry Agronomii, Wydziału Rolnictwa, Ogrodnictwa i Bioinżynierii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Nie warto więc traktować chwastów jako… chwastów. Te rośliny też mogą przynieść szereg korzyści.
– Są jednak powody, dla których warto je docenić, ponieważ wydzielają substancje stymulujące inne gatunki do wzrostu. Mają grube pędy, które chronią ziemię przed erozją. Ponadto ich mocne systemy rozpulchniają glebę. Rośliny z dużymi korzeniami wynoszą na powierzchnie cenne składniki mineralne. Niektóre chwasty są nawet źródłem lekarstw, barwników, kosmetyków i wielu innych produktów. Warto jednak wiedzieć, że na przykład brukiew wodna, cykoria podróżnik czy mniszek lekarski są jadalne, a wiele z nich z racji urody może być ozdobą ogródka – mówi Edward Galus, prezes Okręgu Świętokrzyskiego Polskiego Związku Działkowców, cytowany w serwisie zoomnawies.pl.
Nie trzeba jednak robić całkowitej rewolucji w swoich wyobrażeniach o ogrodzie, uprawiać „trawnikowego szaleństwa" czy próbować się przeprosić z chwastami. Istnieją też mniej radykalne rozwiązania. Odporność trawnika, ale też jego wygląd, można poprawić np. za pomocą drobnolistnej odmiany koniczyny białej, znanej również jako mikrokoniczyna. To roślina wieloletnia.
– Można ją swobodnie stosować jako uzupełnienie tradycyjnego trawnika, ponieważ nie dominuje ona trawy, osiąga wysokość do 5-10cm – w zależności od odmiany. Największe wrażenie mikrokoniczyna robi zimą, kiedy trawa robi się bardzo często żółta, a mikrokoniczyna dzięki swojej możliwości magazynowania azotu jest cały czas zielona – mówi Michał Rutkowski z Eco Deco, firmy specjalizującej się w sprzedaży ekologicznych nawozów oraz nasion traw i mikrokoniczyny.
Można też oszczędzić wodę. Jak to możliwe? Wynika to z faktu, że system korzeniowy mikrokoniczyny sięga głębiej niż korzenie trawy, czyli ma lepszy dostęp do zasobów wody w glebie.
– Mikrokoniczynę warto połączyć z mieszankami traw odpornymi na suszę, jak kostrzewy trzcinowe. Tworzą razem bardzo odporny zestaw roślin, do minimum ograniczający potrzebą podlewania. Mikrokoniczynę można również z powodzeniem stosować przy trawach sportowych, gdzie przeważające trawy to mieszanki życic trwałych, charakteryzujące się właściwościami regeneracyjnymi. W połączeniu z mikrokoniczyną tworzą bardzo odporny na użytkowanie i deptanie trawnik – dodaje ekspert.
Czyli tak wzmocniony trawnik nadaje się też jako miejsce zabaw dla dzieci. Sprawdza się zarówno w ogrodach, jak i w przestrzeniach publicznych, a także na zielonych tarasach czy dachach.
– Zastosowanie mikrokoniczyny ma szerokie, pozytywne konsekwencje dla lokalnego ekosystemu. Przede wszystkim, redukujemy potrzebę stosowania chemicznych nawozów, przez co zmniejsza się zanieczyszczenie gleb i wód gruntowych. Ponadto, jej zdolność do wiązania azotu z powietrza naturalnie wzbogaca glebę, co sprzyja zdrowemu wzrostowi innych roślin. Gęste pokrycie zapewniane przez mikrokoniczynę stanowi również siedlisko dla różnorodnego życia ogrodowego, zwiększając różnorodność biologiczną. Jej kwiaty stanowią cenne źródło pożywienia dla pszczół i innych owadów zapylających, które mają kluczowe znaczenie dla zdrowia naszych ekosystemów – podsumowuje Michał Rutkowski.
Wszystkie komentarze