Grzegorz Wielgosiński, prof. Wydziału Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej: Że z jednej strony rosną ceny odbioru odpadów dla mieszkańców, co spowodowane jest drugim problemem, a więc brakiem wystarczającej liczby instalacji, które pozwalałyby zagospodarować frakcję kaloryczną. Według obliczeń brakuje nam ok. 2 mln ton mocy przerobowych instalacji, które mogłyby termicznie przetworzyć właśnie tego typu odpady komunalne. W związku z tym, że ilość odpadów z roku na rok rośnie, docelowo optymalna wydajność sumaryczna powinna wynieść 3-3,5 mln ton. I to nawet przy uwzględnieniu rosnącego poziomu recyklingu.
– Potrzeba zbudować od 15 do 20 instalacji termicznego przetwarzania odpadów, które przy okazji byłyby w stanie odzyskać zawartą w takich odpadach energię.
– Byłoby wskazane, gdyby w każdym województwie powstała przynajmniej jedna czy dwie instalacje tego typu. To ważne chociażby ze względu na to, że dzięki temu udałoby się ograniczyć koszty transportu, które są dość znaczące.
– Osiem. Do tego można dodać kocioł wielopaliwowy w Zabrzu, w którym spala się także frakcję kaloryczną, choć tylko trochę. W budowie są też dwie kolejne instalacje – w Gdańsku i Olsztynie – a na etapie projektowania jest instalacja w Warszawie.
– Według aktualnej wersji planu gospodarki odpadami województwa łódzkiego, na terenie regionu planowana jest budowa 15 instalacji o łącznej wydajności 1,5 mln ton. Ale oczywiście nie ma szans, by tyle ich powstało. Myślę, że zostaną zbudowane góra dwie. Najbardziej prawdopodobne są dwa pomysły łódzkie, a więc inwestycje, które chce zrealizować Veolia i Urząd Miasta Łodzi. W grę wchodzi jeszcze Bełchatów, gdzie podobną inwestycję szykuje PGE.
– Ok. 800 tys. ton.
– Frakcja kaloryczna, a więc tzw. pre-RD, stanowi blisko 400 tys. ton.
– Jeśli chodzi o frakcję kaloryczną, to do kilku instalacji mechaniczno-biologicznych. Dzisiaj za odbiór takich odpadów z IMB trzeba zapłacić 600-650 zł za tonę, natomiast w przypadku spalarni – jeśli jest nowa – to koszty od 230 do 340 zł za tonę.
– Optymalna lokalizacja jest tam, gdzie istnieje sieć ciepłownicza. Taka spalarnia jest elektrociepłownią opalaną odpadami, a więc gdzieś to ciepło musi oddać. Najlepiej, żeby działo się to tam, gdzie ciepło można wykorzystać. Dzięki temu ciepło ze spalarni będzie mogło ogrzewać miasto. Dlatego też nie ma sensu budowa dużej spalarni gdzieś w małej miejscowości, gdzie zapotrzebowanie na ciepło jest na o wiele mniejszym poziomie niż będzie je zapewniać instalacja. To wszystko musi być zsynchronizowane.
– Nie. Ze względu na obowiązujące przepisy, które są takie same w Unii Europejskiej, jak i w Polsce, emisja zanieczyszczeń ze spalarni odpadów jest o wiele niższa z obiektu spalającego węgiel. Uruchomienie spalarni oznacza więc mniejszą ilość zanieczyszczeń przy tej samej ilości ciepła.
– Żadna nowoczesna spalarnia nie śmierdzi na zewnątrz. Potwierdzi to każdy, kto był obok niej. Powietrze do spalania pobierane jest z miejsca, w którym są odpady, a więc z wewnątrz. Dziś wszystkie spalarnie budowane w Europie, w tym Polsce, są realizowane w taki sposób, żeby zapewnić maksymalną ochronę ludzi i środowiska przed zanieczyszczeniami. Czasy, gdy takich rzeczy się nie monitorowało i nie uwzględniało, minęły już lata temu.
– Unia Europejska wdraża zasady gospodarki obiegu zamkniętego. Nawet jeśli je wdrożymy, to i tak pozostanie w Polsce 3 mln odpadów do spalenia. Rzeczywistość jest taka, że nie da się wyeliminować plastiku czy poddać go recyklingowi w 100 proc. Z żółtego worka z napisem „metale i plastik" do ponownego przetworzenia nadaje się ok. 50-60 proc. odpadów. Z resztą coś trzeba zrobić.
Wszystkie komentarze