Świadomość zadbania o ostatnią drogę zwierząt jest coraz silniejsza i rośnie wraz ze społeczną wrażliwością na ich losy. Coraz więcej właścicieli chce we właściwy sposób pożegnać się ze swoimi zwierzętami. Jednym z takich miejsc, które to zapewniają, jest Dolina Spokoju. Ma w ofercie kremacje indywidualne i zbiorowe. W pierwszym przypadku opiekun może uczestniczyć w kremacji oraz otrzymuje prochy zwierzęcia w urnie, w drugim przypadku, już bez udziału właściciela, są one złożone na terenie ośrodka w miejscu, które można potem odwiedzać.
– Właściciele często później przychodzą do naszej „Łączki Pamięci" obok ośrodka, zapalają znicze, zostawiają maskotki. Gromadzą się też w pierwszą niedzielę października, bo to symboliczny dzień zaduszny dla zmarłych zwierząt – mówi Iwona Kemilew, prezes Doliny Spokoju, która zlokalizowana jest na warszawskim Targówku.
Jak dodaje, działają nie tylko na terenie Warszawy, ale też w całym województwie mazowieckim, a opiekunowie zwierząt przyjeżdżają do nich z różnych części kraju.
– Nie ma dużo takich miejsc w Polsce, a właściciele zwierząt odczuwają potrzebę pożegnania się ze zwierzęciem. Będąc w domu przez kilkanaście lat, jest przecież traktowany jak członek rodziny, a każdemu członkowi rodziny należy się odpowiednie pożegnanie. To ostatni wyraz miłości – przyznaje Iwona Kemilew.
Do ośrodka na ceremonię kremacji zwierzęcia przyjeżdżają nie tylko dorośli, ale też dzieci. Kemilew uważa, że to dobrze, bo jest to elementem żałoby, a rodzice zaczynają zauważać potrzebę przepracowania z dzieckiem żalu po stracie.
– Coraz częściej zdarza się tak, że przyjeżdżają do nas dzieciaki, by pożegnać ukochanego psa. To dzieci w wieku niespełna 10 lat, czyli nie znają życia bez tego zwierzęcia. Mieliśmy też ostatnio taką sytuację, że przyjechała do nas rodzina z dwoma dziewięcioletnimi dziewczynkami, które już rozumiały, że ich Perełka umarła. Tata wykonał ręcznie drewnianą trumienkę, one narysowały kwiaty, słoneczka i w ten sposób się z nią pożegnały. Były przy tym, wiedziały, co się działo, rodzice tego nie ukrywali – opowiada prezes Doliny Spokoju.
Jak dodaje, zamiast ukrywać przed pociechą fakt śmierci ukochanego zwierzęcia, lepiej szczerze porozmawiać i pokazać ostatnie pożegnanie. – To dobra okazja do oswojenia dziecka ze śmiercią. Na przykładzie króliczka, chomika czy kotka, który odszedł, możemy nauczyć dziecko, że istnieje coś takiego jak śmierć. Patrząc na to, co dzieje się dookoła, o takich tematach w ogóle się nie mówi. Gdy dzieci przychodzą na pożegnanie zwierzęcia do ośrodka, to dla nich też ważna lekcja, że istniejemy, że wszystko przemija, bo nie zdają sobie z tego sprawy – uważa Kemilew.
– 80 proc. właścicieli wybiera kremację indywidualną. Cieszy nas to, że świadomość ludzi rośnie, wiedzą, co dzieje się, gdy się zostawi ciało w lecznicy weterynaryjnej. U nas to ciało zostanie potraktowane godnie, z szacunkiem. Nieraz lekarze potrafią powiedzieć, że „to truchło" czy „to tylko kot czy pies", co nie jest w porządku. Na co dzień żyję z czterema kotami i trzema psami i nie wyobrażam sobie, żebym mogła wyrzucić do śmieci członka mojej rodziny, który był ze mną przez kilkanaście lat – przyznaje Iwona Kemilew.
Jak wyjaśnia, jeśli nie wskażemy, że chcemy, by ciało trafiło do ośrodka kremacyjnego, to zostanie spalone razem z innymi odpadami medycznymi, zbieranymi z lecznic weterynaryjnych. – To nie jest traktowanie z szacunkiem przyjaciela, tylko potraktowanie ciała jak odpad, śmieć. Dlatego takie miejsca jak nasze pozwalają godnie pożegnać. Właściciele mogą też uczestniczyć w procesie kremacji, odbyć ze zwierzakiem ostatni spacer i mieć pewność, co się z nim stało – tłumaczy prezes Doliny Spokoju.
W Polsce jest już możliwość, by przeprowadzić zabieg eutanazji swojego zwierzęcia w domu. Na Zachodzie takie pożegnania są bardzo popularne.
– W Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej większość, bo ponad 80 proc., eutanazji odbywa się w domu. Bardzo często jest tak, że zwierzę w ciężkim stanie nie może już chodzić, a wyprawa do lecznicy powoduje u niego tylko dodatkowy stres. Jest kładzione na zimnym stole, przychodzi jakaś obca osoba, dookoła kręcą się ludzie, mnóstwo zapachów, kotów czy małych szczeniaków czekających na pierwsze szczepienie. To wszystko powoduje niepokój u zwierzaka, którego można uniknąć, umawiając się na eutanazję w domu. Jest wtedy u siebie, są jego znane kąty, zapachy, nie czuje się wtedy tak zestresowane i odchodzi bardziej spokojne – opowiada Iwona Kemilew.
W Polsce na razie niewielu właścicieli się na to decyduje. Dlaczego? – Po prostu o tym nie wiedzą albo nie wiedzą, do jakiego lekarza się zwrócić. My akurat współpracujemy z dwoma lekarzami, którzy jeżdżą i pomagają w odejściu i przejściu na drugą stronę. Jeśli ktoś będzie potrzebował lekarza weterynarii, który przyjedzie do domu, to zapraszamy do kontaktu, chętnie pomożemy w skontaktowaniu – zachęca Kemilew.
Czy lekarze weterynarii chętnie współpracują z ośrodkami krematoryjnymi?
– Nie wszyscy wiedzą, że takie ośrodki w Polsce już są. Czasem też zapominają w natłoku obowiązków powiedzieć opiekunowi, że ciało zwierzęcia niekoniecznie musi zostawać w lecznicy. Dlatego zawsze przypominamy, że możemy przyjechać i odebrać ciało oraz godnie pożegnać – mówi Iwona Kemilew. Dolina Spokoju wykonuje bezpłatne transporty na terenie Warszawy i okolic, do 30 km od siedziby firmy.
Opiekunowie zwierząt, jak wyjaśnia prezes Doliny Spokoju, zazwyczaj starają się walczyć do ostatniej chwili o życie swoich zwierzęcych przyjaciół. Nie są w stanie zrozumieć, że nadszedł już czas pupila i dobrze by było, żeby pomóc temu zwierzęciu odejść, żeby się nie męczyło.
– Zawsze uważałam, że eutanazja jest darem miłości. Chowając swój egoizm do kieszeni i pozwalając odejść ukochanej istocie, podarowujemy jej największą miłość. Bierzemy wtedy na siebie ból rozstania, dając ulgę zwierzęciu, które cierpi. Często jest tak, że właściciele chcieliby spróbować kolejnych metod leczenia, ale to jest leczenie permanentne, które przynosi wyłącznie ból zwierzęciu, a nie prowadzi do wyleczenia. Jeśli mamy np. pieska z nowotworem i przerzutami do płuc, więc ma on trudności z oddychaniem, to żadne metody lecznicze tu już nie pomogą. Środki przeciwbólowe też niewiele dają, a zwierzę po prostu cierpi – tłumaczy Kemilew. Jak mówi, ludzie nie zdają sobie sprawy, że zwierzęta żyją rytmem. – Dla nich nie jest ważna długość życia, tak jak dla ludzi, dla nich liczy się komfort i jakość życia – dodaje.
– Pozostawienie na stole naszego przyjaciela i wyjście z gabinetu, bo pojawia się strach przed uczestniczeniem w momencie odejścia, jest dla zwierzęcia wielką traumą. A eutanazja jest zabiegiem bardzo spokojnym, bo odbywa się w dwóch etapach. Najpierw zwierzę otrzymuje lek usypiająco-uspokajający, dopiero jak już zaśnie, otrzymuje lek właściwy, który przeprowadza go na drugą stronę. I obecność właściciela sprawia, że zwierzak czuje się bezpieczny i odejmuje mu bardzo dużo stresu. To też jest wyraz miłości właściciela – mówi Iwona Kemilew.
Wszystkie komentarze