Dodajmy, że nabiera wymiaru bardzo praktycznego. Przykład: chyba nigdy wcześniej nie widziałem przy drogach billboardów z reklamami strzelnicy oferującej szkolenie do egzaminu na pozwolenie na broń.
Należę do pokolenia, które w wojsku nie było. Studia „zwolniły" mnie z zasadniczej służby, a gdy je skończyłem, zasadniczej służby już nie było. Do niedawna w ogóle o tym nie myślałem. Teraz uświadomiłem sobie, że nie potrafię nawet strzelać...
– Odwołam się do klasyka: a jak przyjdą podpalić dom, dom w którym mieszkasz? Niekoniecznie chodzi tu o patos, ale o swój dom, i niekoniecznie o konflikt zbrojny, ale o sytuację, gdy pojawia się jakiś bandzior czy złodziej. Czy potrafię cokolwiek zrobić? Czy potrafię zareagować na zło, które do mnie przyszło? Putin obudził w nas naturalne poczucie zagrożenia. To jest stan, w którym zdajemy sobie sprawę, co naprawdę umiemy. Czasami nic – podsumowuje moje refleksje podpułkownik.
W takim razie: czy odpowiedzialny człowiek, biorąc pod uwagę obecną sytuację geopolityczną, powinien zacząć regularnie chodzić na strzelnicę? Fizycznie się wzmacniać, może uczyć się sztuk walki? Może zapisać się na obóz survivalowy i dowiedzieć się np. jak rozpalać ogień bez zapałek?
– Takie podejście trąci infantylizmem. Wyobrażamy sobie, że pójdziemy na strzelnicę i będziemy wszystko umieli. Nie od tego się zaczyna. Najpierw trzeba nauczyć się rozpoznawać zagrożenia, oceniać sytuację i odpowiednio reagować. Nikt nie musi być żołnierzem, nikt tego od społeczeństwa nie wymaga. Natomiast musimy się przygotować na najgorsze, czyli uszczelnić nasz egzystencjalny system bezpieczeństwa – mówi podpułkownik Krzysztof Przepiórka.
Co to znaczy w praktyce? Były żołnierz GROM-u wymienia listę pytań: czy mamy przygotowaną drogę ewakuacji z miejsca zagrożenia? Czy wiemy, jakimi drogami będziemy się poruszać, jakimi środkami transportu, dokąd chcemy dotrzeć? Czy jesteśmy zabezpieczeni w lekarstwa – część z nas choruje przewlekle. Inna kwestia to dokumenty – powinny być w jednej teczce, żeby ich nie szukać dopiero wtedy, gdy trzeba się ewakuować. Nie chodzi tylko o paszport czy dowód, ale np. też o dokumenty związane z nieruchomością.
– Warto też przygotować się na sytuację, gdy nie będzie możliwości ucieczki. Czy mamy racje żywnościowe, wiemy, gdzie znajdziemy schronienie w miejscu naszego zamieszkania – dodaje.
Kolejna sprawa: czy potrafimy sami sobie udzielić pomocy medycznej. Jak wyposażona jest nasza apteczka?
Krzysztof Przepiórka: – Robiliśmy kiedyś taki eksperyment: co powinno być w rodzinnej apteczce, w modelu 2+2. Okazuje się, że trzeba wydać w granicach 1500 zł, żeby mieć w miarę dobrze wyposażoną apteczkę. A czy potrafimy jej używać? Czy wiemy, jak zatamować krwotok tętniczy, jak udrożnić drogi oddechowe itd.? Powinniśmy to wiedzieć, bo inaczej, jeśli znajdziemy się w takiej sytuacji, wpadniemy w panikę – mówi.
Podkreśla, że od takiego właśnie przygotowania należy zacząć, nie od strzelania.
– Nasze naczelne zadanie polega na tym, by przetrwać. Nie każdy będzie miał broń, natomiast każdy może zostać ranny. Mamy do odrobienia lekcję z tej ogólnej wiedzy dotyczącej bezpieczeństwa i przetrwania w sytuacjach zagrożenia.
I dodaje: – Zaraz po rozpoczęciu wojny strzelnice były oblegane. Natomiast pytałem moich kolegów ratowników, czy oni też są oblegani. Okazuje się, że nie. Czyli zaczynamy od czegoś, co być może będzie nam potrzebne, ale nie jest najpotrzebniejsze. Na to, by nauczyć się dobrze strzelać i obsługiwać broń, trzeba trochę czasu. Ale przede wszystkim ważne jest szkolenie medyczne.
Zajrzyjmy do sklepu ze specjalistycznym sprzętem. Czy od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę zainteresowanie taką ofertą jest wyraźnie większe?
– Już dwa lata pandemii mocno zmieniły przyzwyczajenia zakupowe Polaków. Odsetek osób dokonujących zakupów w internecie dynamicznie się powiększył. Podniosła się również świadomość społeczeństwa co do potrzeby posiadania produktów czy sprzętów, które mogą być przydatne w kryzysowych sytuacjach. Podobnie jest z wojną za naszą wschodnią granicą. Zewsząd spływają informacje o przepełnionych strzelnicach, nasilonym zainteresowaniu Polaków tematem samoobrony czy bezpieczeństwa – również tej „najmniejszej" ojczyzny, jaką jest własna rodzina – mówi Piotr Zadumiński, specjalista ds. marketingu w sklepie Militaria.pl.
Nazwa sugeruje, że chodzi tu przede wszystkim o asortyment typowo wojskowy, ale temat jest znacznie szerszy.
– Chcemy, żeby nasi klienci byli gotowi na nieprzewidziane sytuacje. Warto mieć opracowany choćby zarys planu na wypadek blackoutu, pandemii, klęski żywiołowej czy zagrożenia wojną. Tak, jak wielu z nas ma zachowane oszczędności „na czarną godzinę", warto mieć przygotowane latarki, powerbanki, żywność o długim terminie przydatności do spożycia, apteczkę czy sprzęt biwakowy. Ludzie różnie reagują w sytuacji zagrożenia – jednych stres paraliżuje, a innych mobilizuje do działania. Jedno jest pewne – warto zaopatrzyć się w niezbędny sprzęt, aby ułatwić sobie funkcjonowanie w sytuacji kryzysowej – zauważa Zadumiński.
Czego najczęściej szukają dziś kupujący? Czy większym zainteresowaniem cieszy się wszystko, co związane z walką, co byłoby zrozumiałe w kontekście regularnej wojny za naszą wschodnią granicą, czy może z przetrwaniem w różnych kryzysowych sytuacjach, niekoniecznie związanych z działaniami zbrojnymi?
Przedstawiciel sklepu wylicza, że klienci często szukają wyposażenia oraz elementów oporządzenia taktycznego: od obuwia, odzieży militarnej, przez rękawice, multitoole, noże, lornetki, aż po hełmy i kamizelki kuloodporne: – Z kolei wspomniane wyżej zainteresowanie strzelectwem sprawia, że również strzelectwo rekreacyjne zyskuje popularność. Strzelanie z wiatrówki to świetny rodzaj aktywności, który jest rodzajem treningu i alternatywą dla broni palnej – dodaje.
A czy są takie rzeczy, które Polacy chcieliby kupić, a których w sklepie nie ma, np. dlatego, że polskie prawo na to nie pozwala?
– Rozszerzyliśmy naszą ofertę o sprzęt obecnie poszukiwany przez klientów. Koncentrujemy się na towarach, na których zakup nie jest wymagane zezwolenie. Klienci mogą zatem wyposażyć się u nas „od stóp do głów", a także wybrać akcesoria do samoobrony czy broń czarnoprochową – wyjaśnia Zadumiński.
Poczucie zagrożenia – w tym najbardziej praktycznym wymiarze – przekłada się też na większe zainteresowanie przydomowymi schronami.
– Liczba zapytań jest bardzo duża, zarówno z Polski, jak i z krajów zachodnich – mówi Kamila Kloc z firmy BEWA, która produkuje prefebrykowane systemy betonowe, a schrony ma w ofercie już od kilku lat, choć do niedawna właściwie ich nie reklamowała.
A czego oczekują nabywcy takich obiektów?
– Klienci z Polski przede wszystkim pytają o same konstrukcje, nie są zainteresowani wyposażeniem takich obiektów. Odwrotna sytuacja jest z klientami z krajów zachodnich, którym zależy głównie na kompleksowej obsłudze wyposażenia takiego schronu: pytają o drzwi pancerne, zasilanie awaryjne, zbiorniki na wodę oraz instalację filtrującą – dodaje przedstawicielka tego producenta.
Cena od której zaczynają się takie schrony, to 50 tys. zł, a powierzchnię można dowolnie powiększać. Sama konstrukcja oczywiście nie wystarczy. Kto chciałby przetrwać w takim schronie przez dłuższy czas, musi zainwestować w agregat prądotwórczy, systemy magazynowania wody oraz wymiany powietrza, a także bezodpływowy zbiornik na ścieki. Do tego doliczmy wyposażenie w trwałą żywność i dodatkowe zasoby, jak choćby paliwo czy różnego rodzaju baterie. A jeśli komuś zależy na warunkach „domowych", czyli na jakimś poziomie komfortu, musi liczyć się z wydatkiem na dość wysokim poziomie – co najmniej od kilkuset tysięcy, choć wszystko zależy od szczegółów takiego schronu: konstrukcji, powierzchni i wyposażenia. Najbogatsi nie żałują na prywatne schrony milionów.
Wszystkie komentarze