Na pierwszy rzut oka – jeśli mówimy o pieniądzach – utrzymanie zieleni w mieście generuje tylko koszty. Korzyści są, owszem, ale inne niż ekonomiczne. Jednak naukowcy z UNEP/GRID-Warszawa zaproponowali inny punkt widzenia. Wycenili usługi ekosystemowe, jakie świadczą nam drzewa w miastach. Da się to pokazać wymiernie. Wyniki zamieścili w publikacji „Od drzewa do miasta". Ale po kolei.
Okazuje się, że drzewa przydają się z wielu powodów. Jeden z istotniejszych: wychwytują z powietrza zarówno zanieczyszczenia gazowe, jak i pyłowe. Tu korzyść jest oczywista, bo kto nie chce oddychać czystym (lub przynajmniej czystszym) powietrzem? Do tego drzewa pobierają również dwutlenek węgla (w procesie fotosyntezy), co ma znaczenie w kontekście katastrofy klimatycznej. A przy okazji produkują trochę tlenu. Ale to nie wszystko. Potrafią też redukować hałas. Autorzy wspomnianej publikacji piszą tak: „Odpowiednio zaprojektowana zieleń miejska z użyciem wysokiej roślinności może wpłynąć na zwiększenie skuteczności bariery akustycznej nawet o 70 proc.". I nawet jeśli nie ma żadnej takiej bariery, to obecność drzew i tak łagodzi skutki hałasu.
Dalej: drzewa pozwalają też ograniczyć i spowolnić odpływ wód opadowych do kanalizacji miejskiej. Czy to ważne? Bardzo, bo dane pokazują, że pada może i mniej deszczu, ale za to gdy już pada, to coraz częściej bardzo intensywnie. Takie deszcze – nazywane nawalnymi – są kłopotliwe dla miast, bo kanalizacja burzowa nie była projektowana tak, by przyjmować bardzo duże ilości wody w bardzo krótkim czasie. Stąd rośnie ryzyko lokalnych podtopień i strat materialnych, w tym w infrastrukturze. Dlatego spowolnienie odpływu wody jest dość istotne: zwiększa szansę na to, że „zmieści" się ona w systemie kanalizacji.
Drzewa są również naturalnymi regulatorami mikroklimatu. Jak to działa, każdy na pewno miał okazję już się przekonać. Wystarczy sobie przypomnieć, jak odczuwa się upał na ulicy przypominającej betonową rynnę, a jak na zadrzewionej alei, nie mówiąc już o skwerze czy parku. Gdy jest gorąco, drzewa schładzają miasta. Trudno o tańszą klimatyzację. A zimą redukują siłę wiatru, i to w znacznym stopniu, bo nawet o 50 proc.
I jeszcze jedno: gdy w otoczeniu jest zieleń, wartość takiej lokalizacji rośnie, bo jest atrakcyjniejsza dla mieszkańców. Wystarczy przejrzeć reklamy inwestycji deweloperskich: bliskość zieleni jest tam przedstawiany jako jeden z ważniejszych atutów. Po prostu lubimy patrzeć na zieleń i wśród niej odpoczywać. Widzimy w jej obecności wartość.
Wszystko to – od „łapania" zanieczyszczeń po estetykę – mieści się w tak zwanych usługach ekosystemowych. W ten sposób można przedstawić korzyści, które dają nam drzewa – czy szerzej zieleń – w miastach. Chodzi o to, żeby pokazać ekonomiczne znaczenie ekosystemów i bioróżnorodności. Wróćmy więc do pytania: czy to się na pewno opłaca, jeśli wziąć pod uwagę koszty i zyski wyrażone w złotówkach? Takie wyliczenia przedstawiają autorzy publikacji:
„Wycena pokazała, że średnia wartość usług ekosystemowych dostarczanych przez jedno duże drzewo w polskich miastach to korzyść rzędu aż 15-20 tys. złotych. Przykładowo: pomnik przyrody rosnący w Miasteczku Śląskim przy ul. Norwida magazynuje 4,4 tony węgla/rok, oczyszcza powietrze z zanieczyszczeń w ilości 1,5 kg/rok, ogranicza spływ powierzchniowy o 2 m sześc./rok, a ponadto istotnie zwiększa wartość pobliskich nieruchomości. Ekonomiści oszacowali wartość tych korzyści na około 17 tys. złotych"
Jeszcze kilka przykładów: wycena przeprowadzona w Szczytnie, w parku, gdzie rośnie kilkaset drzew, pokazała, że korzyści wynoszą 2,7 mln złotych. Park przy ul. Wojskowej w Przasnyszu przynosi 401 tys. złotych. Usługi parku im. Inwalidów Wojennych w Rzeszowie wynoszą 562 tys. złotych. Czyli opłaca się mieć w miastach dużo drzew.
Jeszcze do niedawna ekosystem kojarzył się z lasami i łąkami gdzieś daleko za miastem. Związane z tym było przekonanie, że kto chce mieć kontakt z przyrodą, powinien wybrać się gdzieś poza tereny zurbanizowane. Teraz się ten obraz zmienia. Miasta też zaczynamy postrzegać jako ekosystemy, które trzeba wspierać. A to ze względu na podnoszenie jakości życia mieszkańców, konieczność adaptacji do zmian klimatu, ochronę bioróżnorodności itd. Wszystko to ważne tym bardziej, że zdecydowana większość Europejczyków żyje dziś w miastach.
A czy nasze miasta zdają sobie sprawę z tego, że opłaca się inwestować w zieleń? Wygląda to różnie. Są przykłady, wcale nie mało, tzw. betonozy, czyli tworzenia przestrzeni całkowicie pozbawionych drzew, a często bez jakiejkolwiek zieleni. Latem, gdy z nieba leje się żar, takie miejsca przypominają rozgrzane patelnie.
Przykładem może być pl. Nowy Targ we Wrocławiu, znajdujący się w sercu Starego Miasta. Kilkanaście lat temu został wyremontowany – wyłożono go betonowymi płytami i kostką. Zieleń tam jest, ale rachityczna. Na dość dużej przestrzeni rośnie tylko 35 drzew, z czego 8 w donicach. Efekt? Latem ubiegłego roku aktywiści z Akcji Miasto zmierzyli tam temperaturę. Termometr pokazał 66,6 st. C, po zbliżeniu go do jednej z ławek. Rzecz jasna nikt na tych ławkach siedzieć nie chciał, żeby się nie upiec.
Teraz sytuacja się zmieni. Plac ma zostać odbetonowany. Prace rozpoczną się na przełomie września i października, a zakończyć się mają wiosną przyszłego roku. Po modernizacji pojawią się tam 172 drzewa, a do tego 27 tysięcy bylin, 193 paprocie, blisko 13 tysięcy traw, a także 23 tysiące roślin cebulowych oraz pnącza. Gdy będzie więcej cienia, a więc i chłodniej, da się tam żyć w czasie upałów.
Rozszczelnianie tego placu nie jest jednak proste, bo pod nim zbudowano duży parking podziemny (po co, to inny temat, bo takie parkingi generują ruch samochodowy w centrum, a chodzi o to, żeby wzmacniać rolę transportu publicznego). Żeby zmienić pl. Nowy Targ, potrzebne są częściowa rozbiórka istniejącej nawierzchni z kostki i płyt oraz wykonanie nowych warstw technologicznych opartych na systemie zielonego dachu.
– To spore wyzwanie, ale wierzymy, że będziemy w stanie zainicjować działania, które pokażą, jak w przyszłości zmieniać takie industrialne przestrzenie – mówi Jacek Mól, dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej we Wrocławiu.
Nawierzchnia – w zależności od miejsca – zostanie rozebrana na głębokość 35, 45 i 60 cm. Zastąpią ją nowe warstwy izolacji oraz warstwy drenująco-retencyjne wraz z substratem glebowym. Następnie zostaną wyniesione rabaty na wysokość 25 cm, aby zagwarantować im odpowiednie warunki do rozwoju. Konieczne działania związane są także z budową przyłącza wodociągowego, budową systemu automatycznego nawadniania, remontem elementów małej architektury oraz wyposażeniem terenu w nowe elementy małej architektury.
Na placu zmodernizowane będzie też oświetlenie, a przy okazji prac elektrycznych utworzone zostaną punkty zasilania pod food trucki. Łącznie przebudowane zostanie około 60 proc. placu. Miasto ma w planach rozszczelnianie następnych przestrzeni.
Już teraz zielone przestrzenie we Wrocławiu to około 41,5 proc. powierzchni miasta. Zdecydowana większość tych terenów – około 35 proc. powierzchni miasta – to m.in. parki, zieleńce, zieleń nadrzeczna czy pola irygacyjne, które tworzą tzw. zieleń adaptacyjną w Miejskim Planie Adaptacji.
Autorzy publikacji „Od drzewa do miasta" zauważyli też, że Wrocław jest pierwszym miastem w Polsce, które wprowadziło karty informacyjne do standardów ochrony drzew w inwestycjach. Przykładów dobrych praktyk jest jednak więcej. W Warszawie zazielenienie dużych ulic uwzględniono w programie adaptacji miasta do zmian klimatu. Przygotowano tam również Kompleksową Mapę Drzew Warszawy – zinwentaryzowano ponad 7 milionów drzew! – Dzięki mapie będziemy w stanie lepiej zarządzać miejską zielenią – określić, w których miejscach drzew jest mniej, gdzie przerwane są korytarze ekologiczne i gdzie nasi ogrodnicy i dendrolodzy powinni w pierwszej kolejności przeprowadzić badania. Ułatwi nam to ochronę starych drzew i pozwoli planować sadzenie nowych. Dzięki pozyskanym danym będziemy w stanie obliczyć nie tylko stopień pokrycia koronami drzew poszczególnych rejonów miasta, ale także oszacować ilość pochłanianego przez nie dwutlenku węgla, produkowanego tlenu czy określić kształtowanie się miejskich wysp ciepła – wyjaśniała Justyna Glusman, dyrektorka koordynatorka ds. zrównoważonego rozwoju i zieleni, cytowana na stronie Zarządu Zieleni m. st. Warszawy.
W publikacji „Od drzewa do miasta" znajdują się również dobre przykłady z Kędzierzyna-Koźla, Zamościa czy Konina. Można ją również potraktować jako poradnik dla samorządów, na co zwracać uwagę przy planowaniu zieleni, jak edukować i angażować mieszkańców, jak działać, żeby coś z tego wynikało. Publikacja jest do pobrania na stronie internetowej: gridw.pl (w bazie wiedzy, dostępna bezpłatnie).
– Idea, aby na zieleń miejską patrzeć z perspektywy jej funkcji środowiskowych, nabiera coraz większej mocy. Funkcja estetyczna jest ważna, ale zieleń miejska to coś więcej niż tylko dekoracja, którą zmienia się w zależności od trendów czy mody. Dostrzeganie potencjału i funkcjonalności rozmaitego rodzaju zielonych przestrzeni w mieście to droga do mitygacji i adaptacji do zmian klimatu, a co za tym idzie – wymierne korzyści dla mieszkańców – podsumowuje dr Monika Szewczyk z UNEP/GRID-Warszawa.
Wszystkie komentarze