Na dzieci decydujemy się coraz później, a z każdym rokiem o ciążę jest trudniej. "Można więc założyć, że zapotrzebowanie na techniki wspomaganego rozrodu będzie wzrastało".

Nowy program polityki zdrowotnej leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego zakłada, że do dyspozycji będzie 500 mln złotych rocznie – w sumie, na realizację świadczeń u wszystkich realizatorów, czyli specjalistycznych klinik, na terenie całego kraju. Będzie funkcjonował do 2028. Na potrzeby nowego programu refundacji in vitro zarezerwowano więc łącznie 2,5 mld zł.

In vitro. Czy to wystarczy pieniędzy

Czy każdy chętny się „załapie"? Czy program w takim kształcie w wystarczającym stopniu uwzględnia realne potrzeby w Polsce?

– Ze względu na fakt, że program zaczął funkcjonować od 1 czerwca 2024 środki finansowe zabezpieczone na bieżący rok najprawdopodobniej będą wystarczające na leczenie wszystkich zgłaszających się niepłodnych par – ocenia prof. dr hab. Robert Spaczyński z Centrum Ginekologii, Położnictwa i Leczenia Niepłodności Pastelova w Poznaniu. Jako konsultant krajowy w dziedzinie endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości brał udział w opracowywaniu programu zdrowotnego MZ w ramach którego odbywa się obecnie finansowanie in vitro.

Zauważa, że trudno jest ocenić prawdziwe zapotrzebowanie na procedury wspomaganego rozrodu w okresie 2025-2028: – Nie wiemy również, jak będzie kształtowało się zainteresowanie niepłodnych par metodami wspomaganej prokreacji przez następne lata. Można spodziewać się, że wraz z rosnąca liczbą zgłaszających się par, rosnąć będzie liczba realizowanych cykli stymulacyjnych oraz liczba transferów mrożonych zarodków.

Dodajmy, że przewidziano w programie maksymalnie cztery cykle stymulacyjne na parę. Nie ma natomiast górnego limitu dla transferów mrożonych zarodków, czyli można to robić aż do uzyskania ciąży.

– Znaczny odsetek leczonych par stanowią związki, w których kobiety są w przedziale wieku 37-42 lata, gdzie skuteczność procedur in vitro ulega znacznemu obniżeniu wraz z rosnącym wiekiem partnerki. Powoduje to konieczność wykonywania większej liczby procedur stymulacji i transferów zarodków, aby leczenie zakończyło się ciążą i urodzeniem dziecka – mówi prof. Spaczyński.

Jego zdaniem, równolegle będzie rosnąć zapotrzebowanie na procedury wspomaganej prokreacji z darowanymi komórkami jajowymi i darowanymi zarodkami, które są objęte finansowaniem do wieku 45 lat, oczywiście w przypadku partnerki.

– Jednocześnie liczymy, że coraz bliższa współpraca onkologów oraz specjalistów endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości będzie prowadziła do zabezpieczenia płodności u coraz większej liczby chorych onkologicznie kobiet i mężczyzn – zaznacza.

I dodaje: – Można spekulować, że wydatki finansowe w ramach programu zdrowotnego będą rosnąć w kolejnych latach i nie można wykluczyć sytuacji w której zostałaby przekroczona maksymalna kwota zakładanego wydatkowania, czyli 500 mln złotych rocznie.

In vitro. Szerszy zakres finansowania

Warto podkreślić, że nowy program refundacji in vitro nie jest pierwszym takim przedsięwzięciem w naszym kraju. Poprzedni funkcjonował w latach 2013-2016. Ten obecny oferuje jednak wsparcie w szerszym wymiarze.

Wygląda to tak:

– Teraz refundowane są cztery cykle stymulacyjne z własnymi gametami kobiety, a w poprzednim programie były trzy.

– Teraz z programu mogą korzystać kobiety do 42 roku życia, a wcześniej tylko w wieku do lat.

– Obecnie, niska rezerwa jajnikowa nie jest kryterium wyłączającym z udziału w programie, a w poprzednim programie niskie AMH (< 0,7ng/ml) stanowiło kryterium wykluczające.

– Poza tym, w programie finansowane są metody leczenia w ogóle nieobjęte refundacją we wcześniejszym programie, czyli dawstwo komórek jajowych od anonimowej dawczyni (do dwóch cykli, do 45 roku życia) oraz dawstwo zarodków (do 6 transferów, do 45 roku życia).

– Program na lata 2024-2028 daje również możliwość zrefundowania zachowania płodności u chorych onkologicznie, zarówno kobiet jak i mężczyzn.

– Co jeszcze? Pacjenci muszą mieć udokumentowane bezskuteczne starania o dziecko przez 12 miesięcy przed przystąpieniem do programu. A jeśli posiadają bezwzględne wskazanie do leczenia metodą in vitro, do procedury wspomaganego rozrodu można przystąpić od razu.

Przypomnijmy, że dzięki poprzedniemu programowi refundacji in vitro, uruchomionego za czasów ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, urodziło się ponad 22 tys. dzieci. Działał do 2016 roku. Wtedy, już za rządów PiS, ówczesny minister zdrowia Konstanty Radziwiłł zdecydował, że refundację in vitro zastąpi program naprotechnologii. Efekty? Np. do 2018 roku urodziło się dzięki temu programowi 70 dzieci. Później też nie było czym się chwalić. W 2021 roku Ministerstwo Zdrowia po prostu z tego programu zrezygnowało.

Jednak finansowanie in vitro całkowicie w Polsce nie zanikło. W ostatnich latach takie programy uruchamiały samorządy, choć nie wszystkie i na różnych zasadach. Nowy program rządowy zdecydowanie ułatwia życie każdej parze, która chciałaby skorzystać z in vitro. Niezależnie od tego, gdzie mieszka i jakie ma możliwości finansowe.

In vitro. Będzie więcej chętnych

Czy we względnie przewidywalnej przyszłości, np. w ciągu najbliższych 5-10 lat, będzie przybywało par potrzebujących leczenia niepłodności? Pytam o to prof. Roberta Spaczyńskiego.

Zwraca uwagę na katastrofalne dane demograficzne pochodzące z Polski – w roku 2023 mieliśmy najniższą liczbę urodzeń od 1945 roku.

– To zmusza do działań w zakresie poprawy dzietności, które obejmują również finansowanie najefektywniejszych metod leczenia niepłodności, czyli in vitro. Obserwujemy wzrost średniego wieku kobiet rodzących dzieci, w tym rodzących po raz pierwszy. Wynika to z faktu planowania posiadania potomstwa w późniejszym wieku. Niestety, wraz z postępującym wiekiem obserwujemy spadek rezerwy jajnikowej oraz pogorszenie jakości komórek jajowych i nasienia. Na przestrzeni najbliższych 5-10 lat proces ten będzie postępował i średni wiek niepłodnej pary będzie wzrastał. Przy gorszym rokowaniu i krótszym okresie na leczenie niepłodności będzie rosło znaczenie nowoczesnych metod wspomaganej prokreacji. Można więc założyć, że zapotrzebowanie na techniki wspomaganego rozrodu będzie wzrastało – prognozuje.

Może więc refundacja in vitro powinna być stałym elementem świadczeń z NFZ? Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że to obiecująca droga. Ale nie byłaby łatwa, bo procedura in vitro ma swoją specyfikę.

– Wprowadzenie in vitro do koszyka świadczeń gwarantowanych, przy złożoności i wieloetapowości tego leczenia, może utrudniać właściwą kontrolę jakości oraz wiarygodną ocenę efektywności tej terapii. Jednocześnie realizatorzy programu boją się, że umieszczenie in vitro w koszyku świadczeń NFZ może utrudnić prawidłową i realną wycenę świadczeń – podsumowuje prof. Spaczyński.

Komentarze