W Polsce potrzebna jest dyskusja o tym, że in vitro to normalna procedura medyczna. - przekonuje Ewa Daros, prezes Fundacji Edukacji Obywatelskiej OliEdu.

Fundacja powstała między innymi po to, by o chorobie, jaką jest niepłodność mówić z całą siłą i doniosłością. Według różnych statystyk dotyka ona blisko 3 mln osób w Polsce. Po wprowadzeniu przez rząd programu dofinansowania procedur wspomaganego rozrodu rzetelne informacje, oparte o badania i aktualną wiedzę medyczną o tej metodzie stały się potrzebne, jak nigdy przedtem. Tym bardziej, że w świadomości społecznej funkcjonują różne mity na temat tej metody. Wszystkie są nieprawdziwe. Nie, in vitro nie prowadzi do częstych chorób u dziecka; nie jest łatwiejszym sposobem na poczęcie dziecka ani nie powstała po to, aby wybierać jego płeć.

In vitro. Życzliwy doradca czeka na twoje pytanie

Taką role życzliwego edukatora wzięła na siebie fundacja Ewy Daros. Ma w tym zakresie pierwsze sukcesy. – Jednym z celów naszej fundacji jest organizacja corocznych konferencji naukowych poświęconych metodzie in vitro. Pierwszą zorganizowaliśmy na początku czerwca w Krakowie i widzimy – już po tym wydarzeniu – jak wielkie zainteresowanie towarzyszy takiemu tematowi. Konferencje będą cykliczne – mówi Ewa Daros. – Chcemy podczas ich trwania, m.in. raportować sukcesy rządowego programu wspierania in vitro oraz poruszać obszary, które wymagają zmian na lepsze. Już teraz wiemy, że po pierwszych miesiącach od wejścia w życie rządowego dofinansowania, są pary, którym udało się zajść w ciąże. Najbliższy czas będzie zatem sensowny, żeby ocenić, np. to, jak kliniki poradziły sobie z tym programem oraz ilu parom docelowo udało się pomóc.

Ile par, tyle historii walki o macierzyństwo. Gdy ruszyło rządowe dofinansowanie o dzieci chcą się starać też te kobiety i pary, które dotąd z powodu innych, współistniejących chorób już prawie pożegnały się już z wizją zostania mamą i tatą.

Ogłoszenie rządowego programu wzbudziło w nich ogromne nadzieje. – To zainteresowanie zaczęło się jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem konkursu. Zgłaszały się i ciągle zgłaszają pary, które chcą skorzystać z programu jeszcze w tym roku – mówi „Wyborczej" jeden z ginekologów.

I tak w klinikach całej Polski spotkają się teraz pary w różnych sytuacjach. Te, które dokładnie w momencie wejścia w życie finansowania poznają diagnozę i będą chciały skorzystać z leczenia. Te, które od kilku miesięcy zwlekają z podjęciem decyzji o leczeniu, czekając na refundację. Dołączą do nich też pary, które w ciągu ostatnich ośmiu lat nie leczyły się, ponieważ nie było ich na to stać.

Różna sytuacja rodzin czy też par powoduje, że – w związku z kryteriami dopuszczenia do programu ogłoszonymi przez ministerstwo zdrowia – zainteresowani dofinansowaniem mają mnóstwo pytań. Między innymi eksperci Fundacji Edukacji Obywatelskiej OliEdu starają się na nie odpowiadać. Pytanie, poprzez stronę internetową, może zadać każdy. Oto jeden przykład: czy z programu zostały wykluczone kobiety z endometriozą, które przed procedura muszą zostać poddane ingerencji chirurgicznej?

– Program przeznaczony jest dla pacjentów borykających się niepłodnością, a endometrioza sama w sobie może być przyczyną niepłodności. Do Programu nie kwalifikują się jednak kobiety, u których rozpoznano endometriozę, ale dotychczas nie starały się one nieskutecznie o ciążę. Program nie przewiduje „zabezpieczenia płodności" w grupie pacjentek z endometriozą – wyjaśnia na stronach fundacji dr n.med. Katarzyna Olszak-Wąsik, specjalistka ginekologii i położnictwa oraz specjalistka genetyki klinicznej.

Endometrioza to nie jedyna choroba, która może utrudnić macierzyństwo. Mięśniaki macicy również mogą skutkować nawracającymi poronieniami poprzez niemożność zagnieżdżenia się zarodka w błonie śluzowej macicy. Skalę problemu pokazują liczby: ma je ponad 50 proc. kobiet. Choć w większości są to łagodne zmiany nowotworowe, to problemów z zajściem w ciążę przysparzają. Walczyć z mięśniakami można na różne sposoby. Można je leczyć farmakologicznie, doprowadzając do zmniejszenia ich rozmiarów. Ale leki nie powodują ich zniknięcia, dają natomiast złagodzenie objawów. Najpopularniejszą metodą walki z nimi są operacje. Jak wyjaśnia dr Marcin Opławski z krakowskiego Szpitala na Klinach ginekologia robotyczna dała specjalistom nowe możliwości walki z tymi mięśniakami. Zabiegi robotyczne są małoinwazyjne, a przy tym dają bardzo dokładną możliwość rekonstrukcji macicy po usunięciu mięśniaków. To ważny aspekt tego zabiegu, zwłaszcza u tych kobiet, które planują dzieci i trzeba zminimalizować zagrożenie pęknięcia ściany macicy podczas ciąży. Usunięcie mięśniaków to zabieg, na który lekarze standardowo kierują kobiety korzystające z technik wspomagania rozrodu (np. właśnie zapłodnienia pozaustrojowego).

In vitro. Rządowy program ledwie ruszył, a już do zmiany

– Jako Fundacja jesteśmy głosem społecznym, współpracujemy z wieloma lekarzami, klinikami, specjalistami, którzy pomagają nam szerzyć wiedzę na temat metody in vitro, która dla wielu par stanowi tzw. ostatnią deskę ratunku w planowaniu zdrowego i szczęśliwego rodzicielstwa. Stanowimy zatem dodatkowy kanał informacyjny w kontekście szerzenia wiedzy medycznej i edukacji społecznej w obszarze in vitro jako najskuteczniejszej metody zapłodnienia, kiedy pary doświadczają trudności – podkreśla prezes Daros.

Zdaniem Ewy Daros zwiększanie świadomości społecznej o chorobie niepłodności oraz presji na finansowanie takich programów a nawet ich rozszerzanie ma głęboki sens. – 1 czerwca nie było jeszcze mowy o tym, żeby osoby, które wykonały całą diagnostykę pod kątem genetycznym na własny koszt – mogły skorzystać z dofinansowania rządowego do całej procedury zapłodnienia. Dopiero w połowie czerwca to się zmieniło, co pokazało, jak ważna jest presja społeczna i działania, szerzące wiedzę i świadomość – mówi Daros.

Umożliwienie szczęśliwego macierzyństwa parom z obciążeniami genetycznymi to zresztą jedno z największych zadań, jakie stawia przed sobą Fundacja. – Moim zdaniem wsparcie rządowe powinno zostać rozszerzone o pary dotknięte chorobami genetycznymi. W momencie, w którym w jakiejś rodzinie urodziło się już dzieciątko z chorobą genetyczną albo pary wiedzą z pogłębionych badań genetycznych, że mogą przekazać potomstwu jakąś chorobę, to w takich przypadkach pary te powinny się zdecydować na metodę in vitro, żeby zapewnić dziecku zdrowe życie. Podczas procedury in vitro bada się zarodki i te zarodki, które są zdrowe, są rekomendowane do transferu. Tego wszystkiego można się dowiedzieć już na etapie „mikroskopijnego" zarodka po to, żeby uniknąć bólu i cierpienia oraz zapewnić dziecku zdrowy i równy start w życie. Niestety, w tym momencie rządowy program nie oferuje dofinansowania w takich przypadkach. Naszym zdaniem trzeba to zmienić, ponieważ aktualnie rodziny te zmuszone są do ponoszenia ogromnych kosztów, np. sprzedając samochód czy dom, żeby móc zostać rodzicami i zapewnić dziecku równe szanse. Koszt takiej procedury sięga bowiem nawet 40 tysięcy złotych! – apeluje.

Komentarze