Szacuje się, że niepłodnością dotknięte są ok. 3 miliony osób. Problem niepłodności dotyka 1-1,5 miliona par w wieku prokreacyjnym, czyli 15-20 proc. Z tego, blisko 0,2–0,5 proc. wymaga leczenia metodą rozrodu wspomaganego.
Czy in vitro będzie coraz bardziej potrzebne? Niepłodność to już epidemia? – Tak, możemy mówić już o epidemii niepłodności w krajach wysoko rozwiniętych – mówi dr n.med. Jakub Wyroba, dyrektor medyczny w Małopolskim Instytucie Diagnostyki i Leczenia Niepłodności KrakOvi oraz kierownik Kliniki Zaburzeń Płodności na Wydziale Lekarskim i Nauk o Zdrowiu Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.
Dodaje, że trudno doszukiwać się jednej przyczyny takiego stanu rzeczy: – Z jednej strony, musimy pamiętać o wpływie środowiska na naszą płodność, z drugiej strony, o zmianie czynników kulturowych, społecznych prowadzących do odraczania planów prokreacyjnych.
To obraz statystyczny, wielkie liczby. Pytam, czy można oszacować indywidualne szanse powodzenia procedury? Od czego to zależy?
– Musimy wyjść z założenia, że każda para jest inna. Dlatego lekarze w ośrodkach skutecznie leczących niepłodność już od pierwszej konsultacji układają – początkowo nie znając wyników danej pary, tylko w swojej głowie – indywidualny plan terapeutyczny. Następnie, po zapoznaniu się z dokumentacją medyczną, historią i wynikami badań wspólnie omawiają możliwe kroki terapeutyczne. Ułożenie takiego planu niezwykle redukuje stres związany z leczeniem oraz umożliwia dokładniejsze zrozumienie przyczyn dotychczasowych niepowodzeń oraz możliwości leczniczych – wyjaśnia dr Wyroba.
Podkreśla, że praca lekarza z parą z ograniczoną płodnością to dogłębne rozpoznanie problemu i zaproponowanie akceptowalnej przez pacjentów formy leczenia: – Zwracamy przede wszystkim uwagę na rezerwę jajnikową, wiek pacjentów, przebyte i aktualne choroby, operacje, badania obrazowe, genetyczne, parametry nasienia i inne. Przed wizytą u lekarza można też skorzystać z kalkulatora online oceniającego indywidualne szanse na uzyskanie ciąży w programach in vitro. Takie narzędzie jest np. na stronie www.ivfpredict.com. Przygotowali je naukowcy z brytyjskich uniwersytetów. A szacowanie szans odbywa się na bazie danych z ponad 144 tys. procedur in vitro. Poniżej, korzystając z wiedzy ekspertów, omówimy kilka istotnych kwestii związanych ze stosowaniem metody in vitro.
Co to jest? Badanie hormonu AMH pozwala ocenić płodność kobiety, w tym zwłaszcza tzw. rezerwę jajnikową. Dlaczego to takie ważne?
– Rezerwa jajnikowa jest jednym z ważniejszych czynników rokowniczych w programach zapłodnienia pozaustrojowego in vitro. Ludzie z różnych przyczyn, także biologicznych, rozmnażają się stosunkowo późno w porównaniu do innych ssaków. Ponadto, liczba naszych komórek jajowych, które przecież powstają w trakcie naszego rozwoju płodowego, tylko się obniża od urodzenia. Sam proces zapłodnienia nie jest idealny, a im większą liczbą komórek dysponujemy w ramach jednego cyklu, tym większą będziemy mieli szansę na powodzenie procedury in vitro – opowiada dr Wyroba.
A co w sytuacji, gdy ta rezerwa jest niska? Czy to koniec szans?
– W przypadkach obniżonej rezerwy jajnikowej zadaniem lekarza jest takie przygotowanie pacjenta, dobranie adekwatnego protokołu stymulacyjnego i takie przeprowadzenie terapii, aby uzyskać maksymalnie dużo prawidłowych oocytów, czyli komórek jajowych.
Podkreśla, że rezerwa jajkowa informuje tylko o liczbie potencjalnych do uzyskania komórek jajowych w jednym cyklu leczenia: – Dużo bardziej istotnym czynnikiem wpływającym na skuteczność technik rozrodu wspomaganego jest wiek pacjentki.
Okazuje się, że jest istotnym czynnikiem podnoszącym ryzyko niepłodności. Dlaczego?
dr Alicja Lachowska, specjalista ginekolog-położnik: – Obecność nadprogramowych kilogramów powoduje szereg zaburzeń hormonalnych oraz przewlekły stres oksydacyjny. Dla kobiet oznacza to zaburzenia owulacji oraz zmniejszenie liczby i jakości komórek jajowych. U mężczyzn obserwuje się spadek liczby prawidłowych plemników w nasieniu, ich gorszą ruchliwość oraz uszkodzenia niesionego materiału genetycznego – wyjaśnia.
Powołuje się też na badania pokazujące, że otyłość przynajmniej jednego z partnerów oznacza, że do uzyskania ciąży na drodze naturalnej potrzeba więcej czasu: – Mniejsza jest też skuteczność procedury in vitro, w której przecież biorą udział te same komórki rozrodcze. Ciąża u kobiety otyłej to również większe ryzyko poronienia.
Osobny problem to otyłość w ciąży: wiąże się ze wzrostem ryzyka wad wrodzonych, zaburzeń wzrastania płodu, wcześniactwa i związanych z nim powikłań, a także większym ryzykiem chorób i powikłań dla przyszłej mamy.
– To poważny problem kliniczny wymagający wdrożenia dodatkowych zaleceń oraz bacznej opieki medycznej. Z tego powodu Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników odradza kwalifikowanie do procedury in vitro kobiet z drugim i wyższym stopniem otyłości, to jest powyżej BMI 35 – zaznacza dr Lachowska.
Zauważa, że w kontekście jej planowania czy leczenia niepłodności temat otyłości wzbudza kontrowersje.
– Ile słuszności jest w stwierdzeniu: „nie zajdzie pani w ciążę, dopóki pani nie schudnie", które usłyszało wiele kobiet, jeśli nie zostały one poddane wnikliwej diagnostyce pod kątem innych czynników zaburzających płodność? Jeśli za zwróceniem pacjentce uwagi na jej masę ciała nie idzie wyjaśnienie istoty problemu oraz skierowanie jej do specjalistycznej opieki obesitologa, dietetyka, psychologa czy chirurga, to mamy do czynienia nie z interwencją edukacyjną, a z tzw. fat-shamingiem. Należy też pamiętać, że nie u każdej kobiety można odroczyć leczenie niepłodności na czas odchudzania, ponieważ upływ czasu zmniejszy jej szanse na ciążę i urodzenie dziecka bardziej niż BMI 32 – podkreśla.
Rozpoczęcie procedury in vitro wymaga wykonania pewnych badań, odpowiedniej fazy cyklu, gotowości fizycznej, psychicznej i finansowej na dostosowanie się do procesu leczenia.
– Jeśli jednak ktoś zadaje sobie pytanie, co zrobić, by zwiększyć swoje szanse na ciążę w trakcie procedury in vitro, to powiedziałabym, żeby zadbać o to, by nie szkodzić. Skuteczność leczenia zależy od jakości komórek rozrodczych. Nasz wiek czy choroby upośledzające płodność niezwiązane ze stylem życia pozostają poza naszą kontrolą. Na co dzień jednak nie zdajemy sobie sprawy z tego, że zarówno oocyty, jak i plemniki są wrażliwe na czynniki środowiskowe – mówi dr Lachowska.
Jakie czynniki negatywnie wpływają na zdrowie, w tym na komórki rozrodcze?
– Podzieliłabym je na dwie grupy: toksyny, takie jak BPA i ftalany, znajdujące się w plastikowych opakowaniach, pojemnikach na żywność, środkach chemicznych czy nawet przetworzonym jedzeniu oraz czynniki generujące stres oksydacyjny, jak palenie papierosów, marihuana, nadwaga i otyłość, przewlekły stres. Ich eliminacja, zadbanie o aktywność fizyczną i wystarczająca ilość snu spowodują lepsze możliwości regeneracyjne wszystkich komórek ciała, w tym gamet.
Co jeszcze? Np. spożywanie wysoko przetworzonego jedzenia i z nadmiarem cukru warto zmienić na dietę przeciwzapalną, bogatą w produkty pochodzenia naturalnego i antyoksydanty: – Suplementami o potwierdzonej skuteczności są kwas foliowy, witamina D, kwasy omega 3 oraz koenzym Q10. Włączenie inozytolu może pomóc kobietom z zespołem policystycznych jajników, a DHEA niektórym pacjentkom z niską rezerwą jajnikową – wylicza lekarka.
I dodaje: – Plemnik osiąga ogon najądrza, gdzie jest przechowywany i gotowy do wytrysku, mniej więcej 72 dni po rozpoczęciu procesu spermatogenezy. Komórki jajowe, na których wzrost w trakcie stymulacji liczymy, na przejście z etapu nieaktywnego pęcherzyka pierwotnego do owulacyjnego potrzebują około 85 dni. Jeśli do tej pory było nam nie po drodze ze zdrowym stylem życia, to jego zmiana na trzy miesiące przed leczeniem, może przynieść wymierne korzyści.
Kto i pod jakimi warunkami (medycznymi) może skorzystać z in vitro? Kiedy i w jakiej sytuacji można o tym w ogóle myśleć? Jakie są przeciwwskazania?
– Metoda zapłodnienia pozaustrojowego pozwala na zajście w ciążę wielu parom borykającym się z problemem niepłodności, czyli starającym się o zajście w ciążę przynajmniej przez rok, przy regularnych współżyciu, bez zabezpieczenia antykoncepcyjnego, bo taka jest właśnie definicja tego stanu. Nie każda niepłodna para może mieć przeprowadzone in vitro. By tak się stało, muszą być spełnione pewne warunki, wskazania do przeprowadzenia procedury – mówi dr Krzysztof Mirocki, kierownik Zespołu Lekarskiego KrakOvi.
Jakie to wskazania? Jest takie zasadnicze, czyli rok leczenia niepłodności innymi metodami bez powodzenia.
– Te metody różnią się w zależności od potrzeb danej pary. Mogą to być cykle stymulowane, inseminacje, leczenie zabiegowe. Istnieją jednak sytuacje, w których te wskazania mogą pojawić się wcześniej. To sytuacje, które sprawiają, że zajście w ciążę metodą inną niż in vitro jest niemożliwe lub prawie niemożliwe – podkreśla lekarz.
Wymienia takie wskazania: obustronna niedrożność jajowodów, zaawansowana endometrioza, obniżona w stosunku do wieku rezerwa jajnikowa, starszy wiek pacjentki czy znacznie obniżone parametry nasienia partnera.
Z występowaniem niepłodności w wielu przypadkach wiąże się zespół policystycznych jajników (PCOS). Lekarz wyjaśnia, że jest to związane z zaburzeniami jajeczkowania u części kobiet z PCOS, jak również z innymi pojawiającymi się u nich problemami, zaburzeniami hormonalnymi i metabolicznymi, takimi jak otyłość, cukrzyca, hiperandrogenemia.
– Częściej niż u innych pacjentek, pomimo z reguły wysokiej rezerwy jajnikowej, podczas stymulacji jajników trudniej uzyskać pojedyncze owulacje (jajeczkowanie), a z drugiej strony częściej pojawia się wzrost mnogich pęcherzyków, który uniemożliwia nam naturalne lub prawie naturalne (jak inseminacje) próby zajścia w ciążę. W niektórych przypadkach stan taki może stać się wskazaniem do przeprowadzenia procedury zapłodnienia pozaustrojowego in vitro.
A w jakich sytuacjach nie ma raczej mowy o zastosowaniu tej metody?
– Przeciwwskazaniami do zapłodnienia pozaustrojowego są z pewnością niektóre choroby przewlekłe, będące z zasady przeciwwskazaniami do zachodzenia w ciążę, brak macicy lub jej znaczne, nie dające nadziei na donoszenie ciąży nieprawidłowości. Nawracające poronienia, poza szczególnymi przypadkami, są również przeciwwskazaniem do in vitro – wyjaśnia dr Mirocki.
– Codzienność lekarza zajmującego się leczeniem niepłodności to równoległe prowadzenie leczenia i otwartej rozmowy z pacjentami – mówi dr Lachowska.
Podczas konsultacji zachęca pary do wyrażania swoich myśli i obaw, a każdą wizytę kończy słowami: „czy mają państwo pytania?".
– Jedne pary nie zadają pytań w ogóle, inne mają pojedyncze, takie jak: „co najpierw" lub „kiedy?", a jeszcze kolejne przychodzą z całą listą. Spodziewam się, że niezależnie od tego, do której grupy należą, przed przekroczeniem progu kliniki zdążyli wiele przeczytać przynajmniej w jednym języku czy zasięgnąć porady innych specjalistów. Jest to naturalne i zupełnie zrozumiałe – opowiada.
Wymienia kwestie, jakie warto omówić przy przystępowaniu do procedury in vitro. To przede wszystkim takie pytania: czy warto jeszcze starać się o ciążę w sposób naturalny czy lepiej przystąpić do IVF już teraz? Czy procedura jest jeszcze możliwa i czy daje jakąkolwiek szansę na ciążę? Jak długo trwa leczenie? Które badania wykonać? Jak przebiegają stymulacja, punkcja jajników, transfer zarodka czy biopsja jądra? Czy są bolesne? Czy są bezpieczne? Czy nie zwiększają ryzyka nowotworu? Jak wygląda ciąża po in vitro? Czy dzieci poczęte na drodze IVF mają większe ryzyko wad wrodzonych? Co dzieje się z zarodkami? Jakie są koszty?
– Gdy leczenie przedłuża się, w głowach wielu osób pojawiają się pytania bez możliwej odpowiedzi: dlaczego akurat nas to spotkało, dlaczego ktoś inny zachodzi w ciążę od razu, a nam, mimo prawidłowych wyników badań, nie udaje się od dwóch lat? Czy coś jest z nami nie tak? Istnieją też pytania podszyte ogromnym lękiem, zbyt trudne do wypowiedzenia – jeśli zapłodnienie in vitro to ostatni etap, to co, jeżeli się nie uda? Czy będziemy w stanie spróbować trzeci czy piąty raz i ile jesteśmy jeszcze w stanie wytrzymać. Wszystkich pacjentów mierzących się z tymi trudnościami podziwiam oraz życzę wytrwałości w tej czasem niesprawiedliwej walce. Wiem, że warto – podsumowuje dr Lachowska.
Wszystkie komentarze