Karmienie piersią w miejscach publicznych jest już chyba odczarowane. I dobrze, bo dziecko je wtedy, gdy jest głodne. Naturalna sprawa. Za to różnych mitów związanych z laktacją jest mnóstwo. A to co kiedyś przychodziło naturalnie, dzisiaj wymaga instrukcji obsługi – nie zawsze, ale też nie rzadko. Wspólnie z ekspertką w temacie laktacji wybraliśmy trzy takie. Dość częste i ważne o tyle, że mogą zniechęcać do karmienia piersią, niekorzystnie wpływać na rozwój dziecka, jak również zdrowie i samopoczucie mamy.
Karmienie piersią. Nie mam pokarmu
Uwaga, to nie pomyłka w liczbach: większość karmiących mam – i to zdecydowana, bo aż 6-7 na 10 – uważa, że nie mają pokarmu. W efekcie rezygnują z karmienia piersią i sięgają po mleko sztuczne, co nie jest najlepsze dla maluchów. Albo inaczej: nie jest optymalne.
Bo zdecydowanie najlepsze jest dla nich, jak wiadomo, mleko matki. Dlaczego? Jest doskonale zbilansowane pod względem zawartości witamin, składników mineralnych, makroelementów, białek, enzymów, węglowodanów, czynników wspierających układ odpornościowy i wielu innych składników. Odtworzenie tego składu w warunkach laboratoryjnych jest właściwie niemożliwe.
Dowodów na to, że karmienie piersią wpływa korzystnie na rozwój maluchów, nie brakuje. Dzieci odżywiane w ten sposób rzadziej chorują, i to nawet w późniejszych latach (mniejsze jest ryzyko m.in. nadwagi, otyłości, cukrzycy czy astmy). Lepiej rozwijają się też u nich funkcje poznawcze. Mleko matki wpływa też korzystnie na rozwój psychomotoryczny dzieci. Lepiej wypadają również w testach na inteligencję, przeprowadzanych w różnych grupach wiekowych. A dodajmy do tego jeszcze więź mamy z dzieckiem. I fakt, że jej mleko jest za darmo, zawsze w odpowiedniej temperaturze i zawsze do dyspozycji.
Właśnie, czy na pewno zawsze? Dlaczego mamy w ogóle dochodzą do wniosku, że nie mają pokarmu? I to większość! Na pierwszy rzut oka może się to wydawać zaskakujące. Jednak okazuje się, że niepokoi je płacz dziecka po karmieniu. Interpretują to tak: „Skoro płacze, to jest głodne, a to znaczy, że pokarmu mam za mało".
Jak jest naprawdę? – Gdyby tak było, że aż tyle mam nie może wykarmić swoich dzieci, to z pewnością ludzkość nie przetrwałaby tylu wieków. Biologicznie to niemożliwe – zauważa dr n. med. Magdalena Nehring-Gugulska, certyfikowany doradca laktacyjny i dyrektor Centrum Nauki o Laktacji. Jeśli tak, to gdzie powstaje problem? – Zazwyczaj w głowie, czyli mamy boją się, że dziecko będzie głodne. To silny lęk, podsycany często przez rodzinę zdaniami np.: „No co on tak płacze? Może głodny?". No, a w mediach kolorowe reklamy… Jeśli dziecko je często, 8-10 razy na dobę, słychać jak połyka mleko chociaż 10-15 minut, moczy pieluszki i robi kilka kupek dziennie, prawdopodobnie wszystko jest dobrze – wyjaśnia.
Przydatna wskazówka: kto chce być pewnym i uwolnić się od lęku, powinien w miarę regularnie ważyć malucha. – Służą temu wizyty położnej, wizyty w poradni POZ. Jeśli dziecko je wystarczająco dużo, to prawidłowo rośnie. Jeśli laktacja osłabi się jednak, to warto udać się po pomoc do certyfikowanego doradcy laktacyjnego, który pomoże ją odbudować. Jest to możliwe i nie takie znów trudne. A warto! – podkreśla dr Magdalena Nehring-Gugulska.
Wiele kobiet jest przekonanych, że w okresie karmienia potrzebna jest im specjalna dieta. Efekt? Rezygnują z niektórych produktów. I pozbawiają się ważnych czynników odżywczych – ważnych przede wszystkim dla niej. Przykład? Warzywa i owoce. Dość często są podejrzewane o to, że wywołują u maluchów wzdęcia. Tymczasem takiej zależności po prostu nie ma. Warzywa i owoce potrzebne są za to każdemu z nas, bo dostarczają witamin i minerałów. W przypadku mamy, która dochodzi do siebie po porodzie, jest to szczególnie ważne.
W takim razie: jak się odżywiać podczas laktacji? Czy dieta mamy ma jakiś wpływ na skład jej mleka? – Przykra sprawa, ale ponad połowa polskich mam wyklucza ze swojej diety wiele produktów np. mleko, jaja, cytrusy, czekoladę, gluten i inne. Część sama na to wpada, niektórym radzi rodzina, ale nazbyt często takie zalecenia otrzymuje od personelu medycznego. Bojąc się kolek, alergii, wysypek, zmienionych kupek dziecka itp., dręczą się dietami. A dowodów naukowych na związek między dietą a tymi dolegliwościami nie ma! To co mama zjada nie przekłada się na skład jej mleka, który jest stały i prawie niezależny od diety. Niewielkie różnice pomiędzy regionami świata dotyczą składu tłuszczów i mikrobioty. Czyli mama powinna odżywiać się zdrowo, tak jak lubi, nie ograniczać wartościowych produktów. Może wypić kawę, może pójść na lody, zjeść czekoladowe ciastko czy fasolkę po bretońsku. Humor lepszy i chęć do karmienia większa. Oczywiście należy ograniczać używki, ale to już inny temat – wyjaśnia dyrektor Centrum Nauki o Laktacji.
Można się spotkać z przekonaniem, że odczucie bólu jest po prostu częścią karmienia piersią. Ale czy tak jest naprawdę?
– I znów wróćmy do biologii i przetrwania. Jak przetrwałaby ludzkość, gdyby kobiety karmiąc dzieci po kilka lat miały żyć w permanentnym bólu? To niemożliwe i nielogiczne. A jednak, coś jest na rzeczy, skoro jest takie skojarzenie – zaznacza dr Magdalena Nehring-Gugulska.
Tłumaczy to tak: jama ustna dziecka jest zbudowana z części miękkich, jak np. język, oraz części twardych, czyli dziąseł czy podniebienia. Z kolei pierś kobiety jest zazwyczaj okrągła, a brodawka niewielka. Jedno do drugiego trzeba więc odpowiednio dopasować.
– Dziecko musi odpowiednio głęboko chwycić pierś, aby nie ściskać jej i nie wywoływać bólu. W przeszłości pomagała intuicja. Dzisiaj, w czasach rozpowszechnionych instrukcji do wszystkiego, może pomóc opis lub pokaz techniki prawidłowego przystawiania dziecka do piersi. Jeśli nie ma poprawy i nadal boli albo wręcz skóra pęka, trzeba szybko szukać pomocy u personelu medycznego, który pracuje z mamami karmiącymi – podsumowuje.
Wszystkie komentarze