Kiedy myśleć o leczeniu niepłodności? Wiele zależy od wieku. Eksperci przedstawiają to tak: diagnostykę i leczenie należy rozważyć, gdy mimo regularnego współżycia przez rok, nie udało się uzyskać ciąży. Jeżeli kobieta ma więcej niż 35 lat, diagnostykę trzeba rozpocząć po 6 miesiącach bezowocnych starań. Natomiast w przypadku kobiet w wieku powyżej 40 lat zaleca się wizytę u specjalisty na początku starań.
Leczenia niepłodności nie musi od razu oznaczać kwalifikacji do in vitro – o tym więcej poniżej. A czy trzeba przyjść z badaniami? Niekoniecznie, ale warto je mieć, wtedy wizyta przebiegnie sprawniej. Podstawowe badania dla pary to seminogram – czyli badanie nasienia mężczyzny, oraz AMH – czyli wskaźnik rezerwy jajnikowej, badanie wykonywane z krwi u kobiet. Jeśli para ma wyniki badań i dokumentację medyczną z dotychczasowego leczenia, to oczywiście również najlepiej zabrać je ze sobą.
– Na podstawie historii medycznej, kompletu wyników badań i wywiadu, sporządzam indywidualny program leczenia dopasowany do stanu zdrowia i potrzeb pacjentów. Ostateczny wybór i zgoda na realizację założonego planu leczenia należy zawsze do pary – tłumaczy dr n. med. Jarosław Janeczko z Centrum Leczenia Niepłodności Parens.
Taka wizyta to również okazja, by wyjaśnić wątpliwości i porozmawiać o swojej sytuacji oraz o możliwościach. Dlatego dobrze jest wcześniej przygotować sobie listę pytań. Najlepiej spisaną. Nie dlatego, że to jakiś ważny dokument. Chodzi o to, by o niczym ważnym nie zapomnieć. A takiej wizycie, mimo że jest wstępna, często towarzyszy pewien stres.
A z jakimi wątpliwościami i pytaniami pacjenci przychodzą najczęściej? Z codziennej praktyki w Centrum Parens i klinik w Krakowie, Rzeszowie i Opolu wynika, że wątpliwości i obawy biorą się z niskiej wiedzy pacjentów na temat tego, czym jest procedura in vitro. Często pojawiają się kwestie moralnych aspektów procedury in vitro. Pacjenci pytają też o wygląd dziecka po narodzinach, m.in. o to, czy będzie widoczne, że urodziło się dzięki tej procedurze. Tu od razu rozwiejmy wszelkie wątpliwości – dzieci, które przyszły na świat dzięki technikom wspomaganego rozrodu, nie mają żadnych znaków szczególnych. To mit, bardzo szkodliwy, a nieraz po prostu krzywdzący.
Pacjenci obawiają się też wykluczenia społecznego czy z grona rodzinnego. Nieraz pojawia się strach, że spotkają w poczekalni w klinice kogoś znajomego. Ale to też wynik niewiedzy i stereotypów na temat in vitro. A przecież ta metoda jest wykorzystywana już od prawie 50 lat! Na pewno nie jest to żaden powód do wstydu.
Z tymi obawami społecznymi wiąże się też pytanie, czy trzeba powiedzieć lekarzowi prowadzącemu ciążę, gdy uda się do niej doprowadzić, że dziecko jest z in vitro. Oczywiście nie trzeba. Nie ma to żadnego znaczenia.
Mężczyźni mają czasem obawy przed badaniem nasienia. Jednak warto zaznaczyć, że niepłodność jest traktowana jako choroba pary. A to znaczy, że przyczyna braku możliwości zajścia w ciążę może tkwić po obu stronach. Dlatego przebadać się powinna zarówno kobieta, jak i mężczyzna. Chodzi o to, żeby wiedzieć, na czym się stoi.
Jest jeszcze jedna poważna kwestia. – Dużym pytaniem i wątpliwością są również kwestie finansowe. Niestety nie da się jednoznacznie określić na początku procedury, jaka będzie to konkretnie kwota – mówi dr Janeczko. – To zależy od indywidualnej ścieżki leczenia dla każdej pary. Z jednej strony, pary chcą się przygotować na taki wydatek, a z drugiej strony obawiają się, czy dadzą radę finansowo. Dlatego uważam, że to dobrze, że powstaje rządowy projekt. Uczulę jednak, że nie będzie to wyglądało tak, że wszystkie koszty pokrywa państwo. Trzeba będzie dokładnie zapoznać się z wytycznymi. Jednak spokojnie – jesteśmy po to, by pomagać naszym pacjentom – dodaje szef Grupy Parens.
Wróćmy do pierwszej wizyty u lekarza. Warto wiedzieć, że in vitro nie jest jedyną metodą leczenia niepłodności. Dlatego podczas tej pierwszej wizyty ustala się dopiero, w jakim kierunki można iść i co robić.
– Spośród wszystkich pacjentek zgłaszających się z niepłodnością, niekoniecznie do kliniki leczącej niepłodność, do in vitro kwalifikuje się ok. 5-7 proc. Albo inaczej: procedura in vitro jest na samym końcu łańcucha diagnostyczno-terapeutycznego – mówi dr Robert Gizler, specjalista ginekolog, położnik, kierownik medyczny kliniki InviMed Wrocław.
Dlaczego na końcu? Rzecz w tym, że do in vitro muszą być określone wskazania.
– Większość przyczyn niepłodności wcale nie wymaga leczenia za pomocą tej procedury, można je usunąć. Dlatego, jeśli para zgłasza się po roku nieudanych starań o ciążę, to najpierw trzeba się zorientować, co jest tego przyczyną. W tym momencie sprawdzamy podstawowe czynniki wpływające na płodność – dodaje dr Gizler.
W grę wchodzą tu różne czynniki, które zmniejszają szansę na zajście w ciążę, ale nie redukują ich do zera.
– Tak jest np. w sytuacji, gdy mężczyzna ma obniżone parametry nasienia – nie skrajnie, na poziomie 1 mln plemników, przy normie 16 mln, ale np. ok. 7-8 mln. Szanse na uzyskanie ciąży w sposób naturalny są, tylko statystycznie mniejsze. Gdy taka para się zgłasza, muszę wziąć pod uwagę wiek pacjentki, po drugie jej tzw. rezerwę jajnikową. Dopiero składając różne elementy decyduję o tym, czy leczyć pacjenta, próbując np. farmakologicznie stymulować nasienie, jeśli w diagnostyce wychodzą jakieś nieprawidłowości, czy nie ma już czasu i trzeba przyśpieszać, przechodząc np. do inseminacji. To też procedura wspomaganego rozrodu, co prawda o mniejszej skuteczności. A czasem od razu przechodzi się do in vitro – wyjaśnia specjalista InviMedu.
Zwraca uwagę na fakt, że właściwie tylko cztery wskazania kwalifikują do in vitro bezwzględnie, czyli są to takie sytuacje, w których do in vitro podchodzi się od razu, bo po prostu nie ma innej metody. Jakie to wskazania? Skrajnie złe parametry nasienia u mężczyzn, a u kobiet niedrożne jajowody, zaawansowana endometrioza trzeciego lub czwartego stopnia lub przewlekły brak owulacji: – Można powiedzieć, że piątym wskazaniem jest niepłodność o niewyjaśnionej etiologii, czyli przyczynach. To każda taka sytuacja, gdy do ciąży nie dochodzi, a w badaniach jest wszystko prawidłowo. Podobnie dzieje się wówczas, gdy przez rok działamy aktywnie, za pomocą stymulacji czy inseminacji, i też efektu nie ma – zaznacza.
Przy czym do specjalistycznych klinik niepłodności zwykle trafiają już takie pary, które przeszły proces diagnostyki i leczenia.
– Wśród tych par ok. 60 proc. kwalifikuje się ostatecznie do in vitro – podsumowuje dr Gizler.
Jak przygotować się do procedury in vitro, żeby zwiększyć szanse na jej powodzenie? Skuteczność zależy od wielu czynników. Czy pacjenci mają na to jakiś wpływ? Tak, okazuje się, że ich styl życia może tu mieć znaczenie. Dlaczego? Bo wpływa na jakość komórek jajowych i nasienia, które będą potrzebne do zapłodnienia. Co dokładnie wchodzi tu w grę? Odpowiednio zbilansowana dieta, umiarkowana aktywność fizyczna i całkowite wyeliminowanie używek.
– Przygotowania do procedury in vitro powinniśmy potraktować tak, jak przygotowania do ciąży. Zadbać o to, aby organizm był silny i zdrowy. Prawidłowe BMI ma wpływ na jakość komórek rozrodczych – mówi dr Milena Kabatnik, ginekolog-położnik i seksuolog z Kliniki Invicta.
Odpowiednia kondycja organizmu, pod względem fizycznym, to nie wszystko. Warto również pamiętać o nastawieniu psychicznym.
– To ważne, aby pacjenci otwarcie porozmawiali z lekarzem prowadzącym i dowiedzieli się, jaki będzie przebieg procedury i jakie są możliwe scenariusze. Istotne jest również, aby para mogła liczyć na siebie i wzajemnie się wspierała – zaznacza specjalistka.
Rzecz jasna, sam styl życia to nie wszystko. Dla uzyskania dojrzałych komórek jajowych pacjentka poddawana jest stymulacji hormonalnej.
– Optymalny dobór protokołu stymulacji hormonalnej jest kluczowy i może stanowić wyzwanie, ponieważ przebieg stymulacji zależy od wielu czynników. Np. od poziomu rezerwy jajnikowej, genetyki, ogólnego stanu zdrowia. W naszych Klinikach na tym etapie lekarza wspiera oprogramowanie AIOO, które wszystkie czynniki bierze pod uwagę i na ich podstawie proponuje najlepszą ścieżkę postępowania dla danej pacjentki. W przypadku panów, warto pamiętać o możliwości zamrożenia nasienia i przechowywania go w naszym Banku. Mamy wtedy pewność, że materiał do procedury jest bezpieczny, a na jego jakość nie wpłyną np. stres, czy przeziębienie – podsumowuje dr Kabatnik.
Procedura in vitro to najczęściej jeden lub dwa cykle i składa się z kilku etapów*.
* Etap I, czyli stymulacja owulacji
Najważniejsze jest tu uzyskanie jak największej liczby dojrzałych komórek jajowych. Lekarz dobiera leki indywidualnie, kierując się wynikami badań pacjentki. Przed rozpoczęciem terapii powinien też przekazać jej wszystkie informacje dotyczące ich stosowania i podawania. W trakcie stymulacji, pacjentka jest pod stałą opieką, przyjeżdżając do kliniki na kontrole.
* Etap II, czyli punkcja i hodowla zarodków
Na czym polega punkcja? To zabieg, którego celem jest pobranie komórek jajowych. Potrzebne jest do tego znieczulenie ogólne, ale krótkotrwałe. Cały zabieg trwa ok. 20 minut. Partner, w tym samym czasie, oddaje nasienie.
Następnie, pobrane komórki oraz nasienie są przekazywane do laboratorium. Tam najlepszej jakości komórki jajowe zapładniane są wybranymi plemnikami. Wtedy rozpoczyna się hodowla zarodków. Może trwać dwa, trzy lub pięć dni.
* Etap III, czyli transfer zarodka do jamy macicy
Transfer może odbyć się w tym samym cyklu, w którym miała miejsce punkcja. Inna możliwość to tzw. transfer odroczony. Wtedy odbywa się w kolejnym lub późniejszym cyklu.
* Co dalej
Po transferze zarodka trzeba cierpliwie poczekać na moment, w którym będzie można sprawdzić, czy zarodek prawidłowo się zagnieździł. Jak długo to trwa? Warto uzbroić się w cierpliwość. Badanie Beta HCG (badanie z krwi kobiety) wykonuje się dopiero po około dziewięciu dniach od transferu.
*Na podstawie informacji przygotowanych przez Centrum Parens
Wszystkie komentarze