Jak się pracuje i jak się szefuje takiemu zespołowi? – Zasadę mam prostą: wszystkich traktuję tak, jak sama chciałabym być traktowana przez swoich szefów. Jestem wymagająca, ale też życzliwie nastawiona. Zawsze znajdę powód, żeby uśmiechnąć się do pracownika – mówi „Wyborczej" Joanna Sadzik. Jej podejście do podwładnych, gdzie zawsze jest miejsce i czas na dobrą relacje towarzyszyło jej we wszystkich firmach, w których pracowała. W poprzednim miejscu pracy – w amerykańskiej spółce w Irlandii pracownicy podczas pożegnalnego spotkania powiedzieli o niej, że jej „uśmiech jest powyżej targetu".
Sadzik dziś jest w czołówce menażerów Philip Morris Polska, a jej droga do tego stanowiska to historia kobiety świadomej, konsekwentnej, takiej która potrafiła połączyć rozwój zawodowy z budową rodziny.
Jest rok 2004. Polska wstępuje do Unii Europejskiej. Przed obywatelami naszego kraju otwiera się możliwość legalnej emigracji i pracy w krajach unijnych. Nie we wszystkich – ale akurat Irlandia otwiera się na naszych pracowników. Skala emigracji na wyspę jest ogromna. Według spisu ludności w 2011 roku liczba osób polskiego pochodzenia mieszkających w Irlandii wynosiła ponad 123 tysiące osób (na ponad cztery mln mieszkańców ogółem).
W raporcie „European dream. Emigracja poakcesyjna 2004–2024" przygotowanym przez zespół naukowców Muzeum Emigracji opisane zostało, w jakim stopniu marzenia o zmianie były siłą napędową tej emigracji. – Migracja zawsze wiąże się ze skokiem w nieznane. Wyjeżdżając do innego kraju zazwyczaj budujemy jakieś wyobrażenia, mamy marzenia, coś chcielibyśmy osiągnąć – mówił „Wyborczej" dr Rafał Raczyński z Muzeum Emigracji, współautor raportu. Niemal 90 procent ankietowanych przez jego zespół osób twierdziła, że mieszkając w Polsce przed emigracją, nie mieli możliwości spełniania swoich marzeń lub możliwości te były bardzo ograniczone. Według autorów raportu emigracja po 2004 roku była „ucieczką do wolności" – otwierała możliwości realizacji swoich planów, aspiracji i pragnień. – Nasi rozmówcy kierowali się względami ekonomicznymi, szukali poza granicami lepszej pracy i zarobków. W czasie, gdy Polska starała się o akcesję do UE, bezrobocie w kraju sięgało niemal 20 procent. Nasz poziom rozwoju cywilizacyjnego był szacowany na 40 procent średniej unijnej. Możliwość godnych zarobków, dobrze płatnej pracy, również poszerzały sferę wolności – tłumaczył nam naukowiec.
Jedną z takich emigrantek była 22-letnia wówczas Joanna Sadzik z Krakowa. Dziewczyna skończyła technikum, dostała się na studia, ale je rzuciła. Jak setki tysięcy osób w tamtym czasie spakowała bagaż i poleciała do Irlandii. Bez wykształcenia. -Język znałam tak sobie – przyznaje.
A dziś zajmuje bardzo wysoką pozycję, jest menedżerką, która nadzoruje pracę dwóch strategicznych wydziałów w krakowskiej fabryce Philip Morris (PMI). Kariera Joanny przez ostatnie lata rozwijała się w firmie, w której postawiono na równość – na wielu płaszczyznach. – Mowa tu m.in. o udziale kobiet na stanowiskach menedżerskich (na stanowiskach kierowniczych w PMI w Polsce zasiada ponad 45 proc. kobiet), ale też równych płacach, bez względu na płeć, co potwierdza Certyfikat Równych Płac, czy wspieraniu rodzicielstwa na równych zasadach – informuje Agata Wancerz, z biura prasowego PMI.
Jak dotarła do swojej pozycji? Gdy w 2006 roku Joanna lądowała w Irlandii nie znała tu nikogo. Jak wszyscy emigranci szukała pracy, dachu nad głową. Znalazła jedno i drugie. A do tego jeszcze szczęście rodzinne. – Do Irlandii z moim mężem polecieliśmy jako znajomi, a wróciliśmy jako małżeństwo – śmieje się.
W Irlandii Sadzik znajduje pracę w amerykańskiej korporacji, która zajmuje się produkcją implantów medycznych. Zaczyna w niej od najniższego stanowiska. Na hali produkcyjnej. Mozolnie pnie się po szczeblach korporacyjnej kariery. Zostaje trenerem działu, pomocnikiem menedżera do spraw produkcji. Szybko rozumie, że nie ma kariery bez wykształcenia. Idzie wiec na studia, za które płaci jej pracodawca – specjalizuje się w zarządzaniu jakością.
Joanna ma 23 lata, gdy rodzi syna. Nadal pracuje w fabryce implantów na trzy, a potem na dwie zmiany i równocześnie studiuje. Podsumujmy: praca, studia, dziecko, rodzina. Obowiązki niejednego by przytłoczyły. – Mnie zawsze cechowała wytrwałość, poza tym mam silną osobowość i byłam piekielnie zmotywowana. Przy boku miałam męża, który ogromnie mnie wspierał. Ostatni egzamin na studiach zdawałam już po urodzeniu drugiego dziecka, córki – dodaje.
Gdy syn Joanny jest w 4 klasie podstawówki, małżeństwo Sadzików podejmuje decyzje o powrocie do Polski. Z emigracji wracają z wykształceniem, doświadczeniem w pracy korporacyjnej i na zlecenia od różnych pracodawców, z dziećmi, które chcą jednak wychowywać w kraju.
Dziś rzeczywistość rodzica, który pracuje w polskim PMI wygląda zgoła inaczej niż ta, której doświadczyła Joanna pracując za granicą. – W ramach programu „Szczęśliwi Rodzice" (Happy Parents) Philip Morris wspiera matki w powrocie do pracy – i ojców w pełniejszej, równościowej opiece nad dziećmi. O skuteczności tego programu niech świadczy fakt, że rośnie liczba ojców, którzy zdecydowali się na urlop rodzicielski od momentu jego wprowadzenia w firmie. W ubiegłym roku odsetek ojców, którzy skorzystali z urlopu rodzicielskiego wynosił nieco ponad 35 proc. W pierwszej połowie tego roku (styczeń-lipiec) to już ok. 50 proc. Statystycznie od początku tego roku 5 na 10 ojców pracujących w polskim PMI zdecydowało się zatem pójść na taki urlop. Dla porównania, w 2020 r. był to zaledwie 1 na 100 ojców – wyjaśnia politykę spółki Wancerz.
Joanna, która przed emigracją mieszkała w Krakowie dosłownie naprzeciw fabryki Philipa Morrisa, znajduje ogłoszenie o naborze nowych pracowników. Zgłasza się i znowu rozpoczyna pracę dla amerykańskiej dużej firmy. Na szczęście Polska nie jest już tym samym krajem, z którego kilkanaście lat wcześniej emigrowała za pracą. Dziś bezrobocie jest bardzo niskie, a zmieniający się świat korporacji otworzył się – jak nigdy wcześniej – na inwestycje w kraju, ale też na rozwijanie kwalifikacji kobiet i wspieranie ich na kolejnych szczeblach kariery, co potwierdza też historia Joanny. Zaczynała tu od stanowiska lidera grupy pracowników, potem zarządzała całymi działami produkcji, teraz sprawuje funkcję „buisness unit menagera" i jest jedyną kobietą nadzorującą część produkcyjną fabryki.
– Obecnie nadzoruję pracę ponad 330 osób. Dbam o to, by produkcja była odpowiedniej jakości, odpowiadam za wydajność tych działów i co najważniejsze – za bezpieczeństwo pracowników – wyjaśnia Joanna.
Jak mówi, 80 proc. jej czasu pracy wypełnia obecność na halach produkcyjnych. Drobiazgowe sprawdzanie czy proces przebiega prawidłowo. Taka produkcja oparta jest o dokładne schematy, które wyznaczają jakość. Ceni sobie też udział w programie WIN (Womenn’s Inspiration Network), który zrzesza głównie kobiety z całego świata, które mówią o swoich ambicjach, osiągnięciach, różnych drogach do sukcesu. – Dzięki tym spotkaniom wiemy, gdzie są nasze mocne strony, a nad jakimi obszarami musimy jeszcze popracować – wyjaśnia Joanna.
Ale nie samą pracą człowiek żyje, ważny jest balans. Czas dla rodziny. Poza pracą Joanna lubi chodzić po górach i grać w squasha. Najbardziej lubi umawiać się na niego w czwartki o szóstej rano, jeszcze przed pracą w PMI.
Wszystkie komentarze